niedziela, 31 marca 2013

XIV


Epizod XIII.




Po kilkunastu minutach jazdy zatrzymaliśmy się na parkingu. Siedzieliśmy jednak cały czas w aucie nie mając pojęcia jak wnieść alkohol na górę.

- Zadzwoń do Krzyśka. – zaproponowałam. – Niech kilku z nich przyjdzie tu z jakimiś torbami, ale w miarę dyskretnie.

Nowakowski kiwnął głową i wykonał odpowiedni telefon. Po chwili na dole pojawiło się trzech siatkarzy z dwoma walizkami. Z trudem zmieścili butelki i puszki. Trzy butelki były u mnie w torbie, a dwie kolejne miał Kosok pod bluzą.

- A teraz mi powiedz jak ty chcesz wejść na górę. Trzeba iść przez recepcję, a Baśka nas w życiu nie przepuści.

Skrzywiłam się przypominając sobie o wrednej recepcjonistce.

-Dobra, mam plan. – powiedziałam po chwili namysłu. – Idziemy do góry. Igła, Grzegorz i Michał wracają do pokoju z walizkami jak gdyby nigdy nic. Piotrek zagaduje Baśkę a ja panuję nad całą sytuacją.

- Jak ja mam ją zagadać? – zapytał zdezorientowany środkowy.

Machnęłam ręką i obiecałam, że wszystko wyjaśnię po drodze. Siatkarze wzięli walizki i pomknęli na górę a my tuż za nimi.

- Synchronizujemy zegarki? – Ignaczak, który cały czas nucił motyw z „Mission Impossible” zatrzymał się tuż przed drzwiami.

Z niedowierzaniem pokręciłam głowę i pchnęłam go w stronę recepcji. Krzysiek, Kosok i Michał szybko przemknęli przez recepcję jednak czujne oko Baśki i tak ich zauważyło. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć do akcji wcisnął Piotrek.

- Złóż jej życzenia od całej reprezentacji. Tak na walentynki. – powiedziałam rozbawiona wciskając mu bukiet kwiatów, który od niego dostałam.

Zbity z tropu Piotr wykonał swoją misję celująco. Po chwili dogonił mnie na schodach. Z obrzydzeniem wycierał swoje policzki, które były czerwone od szminki Baśki.

- Dlaczego ja zawsze jestem od czarnej roboty? – jęknął.

- Najważniejsze, że się udało. – wzięłam go pod rękę i pociągnęłam w stronę pokoju Ignaczaka.

W pokoju libero było mnóstwo siatkarzy, którzy rozdzielali między siebie alkohol.

- Oglądamy tutaj? – zapytałam. – Ten pokój jest chyba najmniejszy.

- U nas jest sporo miejsca. – stwierdził Kurek siadając na łóżku.

- Na waszym piętrze mieszka pełno trenerów. – skrzywił się Winiarski.

- Z Olkiem można by jeszcze ponegocjować, ale gdyby do pokoju dostał się Igor…

- Nie sądzisz, Bartek, że mamy wystarczający duży syf i bez nich? – zapytał Nowakowski.

- Pedant, pedant. – Bartman wciąż nie skończył tematu ze stołówki.

- Edyta? – Paweł zerknął na mnie. – Masz duży pokój.

Wzruszyłam ramionami. W sumie było mi obojętnie gdzie będziemy oglądać ten film. Po krótkiej dyskusji ustaliliśmy, że spotkamy się wieczorem w dwudziestce dziewiątce.

- Gdzie moja butelka? – zapytał przerażony Winiarski.

Ostrożnie odłożyłam torbę i wyjęłam z niej whisky zamówione przez przyjmującego. Zadowolony szybko zabrał butelkę.

- Piter, co ty tak stękasz? – Ignaczak uważnie przyglądał się środkowemu.

Roześmiałam się na samą myśl o Nowakowskim goniącym kwiaciarza.

- Czyli goniłeś faceta, żeby dostać kwiaty? – zapytał Bartman po tym jak Piotrek opowiedział o sytuacji spod sklepu. – No mówiłem, że gej.

- Baśka dostała te kwiaty, żebyś ty mógł dostać swój sześciopak. – powiedziałam patrząc na atakującego.

- Czyli wolisz starsze?  - Zbyszek nie odpuszczał.

- Kwiaty były dla Edyty, ale przekupiliśmy nimi Baśkę. Dzięki temu możesz się dzisiaj napić, doceń to. – powiedział Kosok szturchając Bartmana.

- Skąd wiesz, że były dla mnie? – zapytałam zaskoczona.

- Baśce by kwiaty kupował? – Grzegorz uniósł jedną brew. – Plan powstał dopiero na parkingu, więc była tylko jedna możliwa opcja.

Kiwnęłam głową ze zrozumieniem. To dało się wydedukować, miał rację. Po kilku minutach rozmowy pożegnałam się z siatkarzami i wyszłam z pokoju razem z częścią zawodników. Kubiak jak gdyby nigdy nic szedł korytarzem wymachując czteropakiem. Na jego nieszczęście zza rogu wyszedł Olek. Nie zatrzymałam się nie chcąc wzbudzać podejrzeń – widziałam tylko jak zrezygnowany Michał oddaje dwie butelki. Kiedy wróciłam do pokoju kompletnie nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Chcąc uszykować się na wizytę siatkarzy dokładnie posprzątałam. Alkohol schowałam pod łóżko, a ubrania i rzeczy włożyłam do szafy. Wyczyściłam łazienkę i po kilkunastu minutach roboty znowu krążyłam bez celu. O trzeciej wyszłam z pokoju, zamknęłam je na klucz i ruszyłam w stronę stołówki.

- Głodna? – Kosok nieźle mnie przestraszył pojawiając się znikąd i biorąc mnie pod rękę.

- A masz coś dobrego? – zapytałam rozbawiona obejmując jego ramię.

- Co powiesz na owoce morza w białym winie?

Zaśmiałam się wiedząc co nam podadzą na stołówce. Jedliśmy to co zatwierdzili nasi trenerzy. Niektóre dania wyglądały jak odpadki z dnia poprzedniego. Zawsze nieźle się bawiliśmy zgadując co mamy na talerzach a co powinniśmy mieć. Stołówka była już prawie pełna. Zajęłam to samo miejsce co na śniadaniu. Byłam mile zaskoczona posiłkiem. Zielona sałatka z pestkami dyni i słonecznikiem a do tego bananowy koktajl.

- Nawet nie chcę znać składników. – powiedział Nowakowski podnosząc szklankę z żółtawym płynem.

Obiad siatkarzy składał się z dwóch dań. Bartman jak zwykle wybrzydzał, a Ruciak najszybciej wszystko zjadł. Piotrek, mimo, że pochłaniał to samo i tak próbował jedzenia z talerza każdego siatkarza. Ignaczak tradycyjnie dokończył mój obiad, mimo, że zawsze przysięga, że mu nie smakuje i robi to tylko, żeby się nie zmarnowało.

- Pójdzie w cycki. – stwierdził Możdżonek zerkając na Krzyśka.

- Myślisz? – siatkarz zamyślił się zerkając na swoją klatkę piersiową. – Będę rozpraszał przeciwników.

- Dzwońcie do Andrei, mamy taktykę na igrzyska w Rio. – zaśmiał się Zbyszek. 

___________________________________________________________________________


Wesołych Świąt! Jadę do babci, która postawiła sobie za cel utuczyć mnie, więc wrócę pewnie bardzo późno. :(

sobota, 30 marca 2013

XIII


Epizod XII.




Ruszyłam za nim i przyspieszyłam chcąc dotrzymać mu kroku. Na parkingu zarezerwowanym dla sportowców było pełno pięknych aut. Rozglądałam się nie wiedząc na jakim zatrzymać wzrok.

- Zgaduj które jest moje. – zaproponował rozbawiony siatkarz.

- Ten czarny. – wskazałam palcem. – Albo tamto cudo.

Zaskoczony zerknął na mnie i powoli ruszył w stronę auta, które wskazałam jako drugie.

- Zobaczyłam logo na breloczku. – wyszczerzyłam się odpowiadając na pytanie, którego jeszcze nie zadał.

- Madame? – Piotr otworzył drzwi ze strony pasażera i nisko się ukłonił.

Roześmiałam się, podziękowałam kiwnięciem głowy i zajęłam miejsce w samochodzie. Nowakowski zamknął drzwi, okrążył auto i usiadł obok mnie.

- Rocznik 2011? – zapytałam rozglądając się po wnętrzu udając rasową specjalistkę.

Piter zaskoczony jeszcze bardziej niż wcześniej przytaknął głową i odpalił silnik.

- Znasz się na tym?

- Strzelałam. – przyznałam z uśmiechem woląc uniknąć kompromitacji i dalszych pytań z jego strony.

Wiedziałam tyle, co przeciętna kobieta. Cztery koła, kierownica, ruch prawostronny…

- Gdzie jedziemy? – zapytał wyjeżdżając z parkingu.

- Gdzieś, gdzie znajdziemy olbrzymie ilości alkoholu. Który szlachcic zażyczył sobie whisky?

- Stawiam na Winiara. Drużynowy koneser. – zachichotał. – Wypił wszystko co można było wypić.

- Nawet nie wiedziałam, że taki towar jest legalny w ośrodku. – powiedziałam kiwając z niedowierzaniem głową.

- Bo nie jest. – Nowakowski zatrzymał się na czerwonym świetle i włączył migacz.

- Jak długo rozpędza się do setki? – zapytałam zauważając, że Piotrek cały czas jedzie zadziwiająco wolno.

- Jesteśmy w terenie zabudowanym. – zaśmiał się rozumiejąc o co mi chodzi, ale i tak przyspieszył i już po kilku minutach zatrzymaliśmy się w centrum.

Przechodząc przez ulicę prawie oboje się wywróciliśmy – było niesamowicie ślisko. Kilku przechodniów nie zdołało zachować równowagi i z hukiem uderzyli o lód. Mimo szczerych chęci oboje wybuchliśmy głośnym śmiechem. Para leżąca na śniegu nie wydawała się być zadowolona tym faktem. Szybko się podnieśli i ruszyli dalej, a my weszliśmy do najbliższego marketu. Nowakowski chwycił wielki koszyk i wspólnie rozpoczęliśmy spacer po sklepie. Piotrek był w swoim żywiole, zgarniał z półek dosłownie wszystko. Rozejrzałam się po wnętrzu sklepu – wystrój przystosowano do obchodzonego dzisiaj święta. Z sufitu zwisały kiczowate serca, a w oczy rzucała się jaskrawa czerwień. Wyczyściliśmy prawie pół sektora z alkoholem i szliśmy dalej śmiejąc się z min mijających nas ludzi – w naszym koszu była góra butelek i puszek. Po półgodzinnym maratonie skierowaliśmy się do kas. Stanęliśmy w kolejce za jakimś mężczyzną. Oparłam się o ladę i zaczęłam wypytywać o to co dzisiaj będziemy oglądać. Facet przed nami cofnął się po jakiś produkt, więc musieliśmy poczekać. Kiedy przechodził poczułam paskudny odór alkoholu. Po chwili wrócił do kasy a ja z ciekawości zerknęłam na to co kupuje. Czteropak, bukiet róż i paczka prezerwatyw.

- Romantyk. – nie mogłam się powstrzymać od komentarza.

Kasjerka zaczęła się śmiać, facet, który płacił kartą też.

- A co? – ryknął mężczyzna chowający zakupy. – Kobieta się ucieszy.

- Będzie zachwycona. – stwierdził Nowakowski .

- Ale u was też będzie wesoło! – krzyknął widząc nasz kosz.

Facet był wyraźnie pijany. Dziwiłam się, że został w ogóle obsłużony – ale fakt faktem, mieliśmy się przynajmniej z czego pośmiać. Kiedy ja płaciłam za alkohol Piotrek wyszedł ze sklepu. Było tego tyle, że stwierdził, że podjedzie autem tuż pod sklep. Zapakowałam wszystkie zakupy i wyjechałam wózkiem na zewnątrz.

- Wszystko w porządku? – zapytałam widząc Nowakowskiego.

Środkowy otworzył bagażnik i usiadł w nim. Ściskał swoją kostkę. Szybko podbiegłam o mało nie wywracając się i usiadłam obok niego. Piotrek uniósł nogawkę jeansów i uważnie przyglądał się swojej nodze.

- Boli? – zapytałam delikatnie dotykając kostkę.

- Trochę. – skrzywił się i zaczął powoli ruszać całą stopą. – Nie jest źle.

Chwyciłam jedno piwo i przyłożyłam mu je do bolącego miejsca.

- Coś ty zrobił? – nie miałam pojęcia co działo się zanim wyszłam ze sklepu.

- Trzymaj. – Piotrek obrócił się i wyjął zza pleców bukiet róż.

Zdezorientowana wzięłam kwiaty wciąż nie wiedząc co się stało z jego nogą.

- Goniłem tamtego gościa. – Nowakowski wskazał faceta, który chodził po rynku z dużym koszem z kwiatami. – I zaliczyłem glebę.

Cwaniak widząc pary podchodził do nich i proponował roślinki. I biedni mężczyźni, spotykając się z morderczym wzrokiem kobiet musieli je kupować. Co roku zbija się na tym niezły interes. Nie mogąc się powstrzymać roześmiałam się. Przez dłuższą chwilę nie mogłam się uspokoić co rozbawiło siatkarza – Piotrek też zaczął się śmiać.

- Ja ci daję kwiaty a ty się śmiejesz. – powiedział rozbawiony z udawanym wyrzutem w głosie.

- Przepraszam. – odparłam nie potrafiąc nad sobą zapanować.

Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, kostka Piotrka nadal go bolała, ale stwierdził, że to nic poważnego. Wstaliśmy i zaczęliśmy pakować nasze zakupy – reklamówki zajęły cały bagażnik auta. Wróciłam z koszykiem do sklepu, po czym cofnęłam się i wsiadłam do samochodu.

- Dasz radę prowadzić? – zapytałam zapinając pasy.

Kiwnął twierdząco głową i wcisnął pedał gazu. Chwyciłam bukiet bladoróżowych kwiatów – pachniały nieziemsko.

- Są śliczne. – stwierdziłam oglądając wiązankę. – Dziękuję.

Odruchowo pocałowałam go w policzek jak mam w zwyczaju robić przy takich okazjach. Dopiero po chwili zorientowałam się co i jak, więc zaczerwieniłam się i odwróciłam głowę obserwując ruch na drodze.

-  Myślisz, że jest skręcona? – zapytał chcąc przerwać paraliżującą ciszę.

- Chyba żartujesz. – powiedziałam wystraszona. – Jeśli skręciłeś kostkę biegnąc po kwiaty dla mnie trener cię zabije.

- Już słyszę ten śmiech Jarosza… - powiedział rozbawiony.

- Masz pomysł jak przemycić ten towar?  - zapytałam zerkając za ramię.

Szklane butelki i puszki obijały się o siebie wydając charakterystyczny.

- Cholera… - zachichotał. – Mamy kłopot. 


___________________________________________________________________________

Dzisiaj wcześniej, mam jeszcze mnóstwo roboty. :<

No i mamy Zaksę w finale! :)

Twitter. 

piątek, 29 marca 2013

XII


Epizod XI.





- Ruciak! – krzyknął na całe gardło próbując przekrzyczeć obecnych w stołówce sportowców.

Ja i Michał równocześnie wstaliśmy z miejsc. Mężczyzna niosący pod pachą podłużny, prostokątny karton owinięty brązowym papierem podszedł do nas i wyjął ze swojej kurtki białą pogniecioną kartkę.

- To chyba jednak dla pani. – powiedział nerwowo się uśmiechając.

Kiedy ja podpisywałam kwitek potwierdzający odbiór kurier zbierał autografy od różnych sportowców. Wyglądał komicznie biegając po całej sali.

- A pani? – zapytał na końcu. – Przepraszam najmocniej, ale nie kojarzę…

- Dopiero zaczynam.- roześmiałam się.

Mężczyzna machnął ręką i również poprosił o autograf. Czułam się dziwnie podpisując kartkę. Jeszcze raz podziękowałam za paczkę i wróciłam do śniadania.

- Mój pierwszy autograf. – zachichotałam pochłaniając kanapkę.

- Co to? – Ignaczak przechwycił długą paczkę.

Wzruszyłam ramionami i wzięłam łyk kawy. Przez resztę śniadania Michał dopytywał mnie o rodzinę poszukując naszych wspólnych krewnych, a Krzysiek prosił co dwie minuty, żebym otworzyła przesyłkę. Wzięłam od niego paczkę i zdarłam brązowy papier.

- No, otwieraj. – jęknął Ignaczak wbijając wzrok w białe pudełko.

Powoli otworzyłam wieczko. Wewnątrz pudełka była piękna, długa czerwona róża.

- Który to? – zapytał rozbawiony i rozejrzał się. – Kurek-brudas, Bartman-celebryta czy Piter-gej?

Pod różą leżała beżowa koperta. Chwyciłam ją, ale zanim zdążyłam ją otworzyć była już w rękach Krzyśka.

- Dla najwspanialszej dziewczyny na świecie. Kocham i tęsknię. Hubert. – przeczytał głośno.

Uśmiechnęłam się szeroko słysząc tekst wiadomości i wyrwałam kartkę Ignaczakowi.

- Hubert? – zapytał.

- Hubert. – wyszczerzyłam się wlepiając wzrok w kartkę.

Co roku dostaję od brata różę na  walentynki. We wszystkim pomaga mu tata, ale młody nigdy się nie przyznaje do wysłania kwiatka – strasznie nie lubi okazywać uczuć.

- Hubert! – Ignaczak wrzasnął i rozejrzał się po sali chcąc sprawdzić, kto zareaguje.

- Tu go raczej nie znajdziesz. – stwierdziłam z uśmiechem.

- Kto to Hubert?

Chwyciłam telefon i pokazałam zdjęcie brata.

- Co za ekipa. – zawył Jarosz biorąc telefon do ręki. – Mamy celebrytę, brudasa, aseksualnego geja a teraz jeszcze pedofila.

- A kojarzysz Szczepańskich? Szczepańska to siostra cioteczna mojej kuzynki. – Michał nie przestawał szukać naszych więzów rodzinnych.

- Niestety nie. – odparłam rozbawiona.

- Michał, ty masz syna. Poczekaj dwa, trzy lata. Edyta się nim zajmie i więzy rodzinne będziesz miał gwarantowane. – stwierdził Kuba.

- Przecież to dziecko. – zaśmiałam się.

Jarosz pomachał moim telefonem.

- To mój brat. – powiedziałam zamykając pudełko.

Siatkarze zerkali raz w ekran telefonu, a raz na mnie.

- Ty jesteś pewna, że on jest twoim bratem?

Mieli rację. Hubert miał ciemnobrązowe włosy i oczy w takim samym kolorze.

- To raczej on powinien mieć wątpliwości. To wierna kopia moich rodziców.

- Jesteś adoptowana? – zapytał Nowakowski.

- Nie. Chyba nie. – zaśmiałam się. – To raczej spadek po dziadkach.

Po zjedzeniu śniadania wróciłam do swojego pokoju i zadzwoniłam do brata. Podziękowałam mu za prezent, kwiatek stał w szklance wody na parapecie. Później założyłam buty i kurtkę. Przerzuciłam torbę przez ramę i wyszłam z pokoju zamykając drzwi. Weszłam na czwarte piętro usiłując sobie przypomnieć w których pokojach mieszkają siatkarze. Zapukałam do najbliższego i nie zawiodłam się. Za drzwiami stał Bartosz Kurek.

- Pani Edyta. – wyszczerzył się zapraszając do środka.

- Mam do pana sprawę, panie Kurek. – powiedziałam wyjmując notes. – Winiarski wrobił mnie w robienie zakupów na wieczór. Czego dusza pragnie?

Bartek przez kilkanaście minut wymieniał mi różne przekąski i napoje. Nie miałam pojęcia jak ja przyniosę te zakupy – przecież każdy z siatkarzy coś zamówi. Stałam tam notując każde słowo Kurka kiedy do pokoju wpadł Nowakowski z Ignaczakiem.

- Jakieś szczególne życzenia na seans? – zapytałam wskazując ich długopisem.

- Wpadnij w tej pidżamie co ostatnio. – zachichotał libero.

- Innej nie mam. – powiedziałam zdezorientowana.

- Krzysiek, ja chyba zatelefonuję do Iwony. – stwierdził Kurek przerywając na chwilę swój monolog.

Nowakowski przechwycił moje notatki.

- Matko, zjemy tyle? – zapytał spoglądając na siatkarzy.

- To – wskazałam zapiski na kartce. – To tylko zamówienie twojego współlokatora.

Wykreśliliśmy połowę rzeczy i wspólnie z kilkoma innymi siatkarzami ustaliliśmy „menu”. Mimo zmian lista wciąż była przerażająco długa. Panowie pozwalali sobie na wiele podczas nieobecności trenera. Gdybym nie pokłóciła się z trenerem mogłabym pożyczyć jego auto, ale gdybym grzecznie trenowała nie miałabym kilku dni wolności.

- Pomogę ci. – jedynym, który wykazał jakąkolwiek chęć pomocy był Piotrek.

Nowakowski jak powiedział tak zrobił. Już po chwili był gotowy do wyjścia, więc wspólnie wyszliśmy z pokoju i skierowaliśmy się w stronę holu. Byłam już prawie przy wyjściu kiedy środkowy pociągnął mnie w zupełnie inną stronę. Zdziwiona zerknęłam na niego podejrzliwie. Z kieszeni swojej kurtki wyjął kluczyki i zadowolony z siebie ruszył w kierunku parkingu. 

___________________________________________________________________________

Bum! Zaksa wczoraj wygrała. Co za mecz... :) Jak obstawiacie dzisiejszy pojedynek? :>

czwartek, 28 marca 2013

XI


Epizod X.






Słysząc irytujące pikanie ocknęłam się i szybko chwyciłam telefon. Była czwarta pięćdziesiąt. Zapomniałam wyłączyć tego cholernego budzika. Ucieszyłam się wiedząc, że dzisiaj mogę spać do południa. Po kilkudziesięciu minutach ocknęłam się i przypomniałam sobie jednak o obietnicy złożonej rozgrywającemu i od razu wstałam. Wolnym krokiem ruszyłam w stronę łazienki potykając się o wszystkie napotkane rzeczy. Mimo przerwanego przez budzik snu czułam się nieźle. Dawno nie spałam tak długo. Świadomość, że mogę się dzisiaj obijać pozytywnie mnie nakręciła. Czułam lekkie wyrzuty sumienia, ale po chwili zupełnie o nich zapomniałam. Wskoczyłam pod prysznic – cieszyłam się każdą minutą wolnego dnia. Zanim wyszłam z łazienki i się ubrałam było kilkanaście minut po szóstej. Założyłam kurtkę, wzięłam torbę i zatrzymałam się przed drzwiami. Zerknęłam w prostokątne lustro wiszące na ścianie. Chwyciłam kosmyk swoich włosów – końcówki w złocistym kolorze były już nieźle zniszczone. W duchu postanowiłam sobie odwiedzić jak najszybciej fryzjera. Jedyne co wyróżniało się w lustrzanym odbiciu to moje oczy. Tęczówki miały jasnoszary, prawie przezroczysty odcień. Korytarz na drugim piętrze był pusty – część sportowców jeszcze spała, a część już trenowała. Postanowiłam się pospieszyć wiedząc, że o siódmej wszyscy spotkają się na śniadaniu w stołówce. Przemknęłam przez hol i wybiegłam z ośrodka.

- Dzień dobry! – Staszek po raz kolejny toczył nierówną walkę ze śniegiem.

Dozorca pokiwał mi dłonią i wrócił do syzyfowej pracy. Korzystając  z tego, że nie muszę wyrobić normy szłam jak najkrótszą drogą prosto do kawiarni. Po kilkunastu minutach szybkiego marszu byłam na miejscu. Pospiesznie weszłam do budynku chroniąc się przed mrozem.

- Trzy duże kawy? – dziewczyna pracująca w kawiarni znała już na pamięć moje zamówienie.

Byłam tam codziennie i zawsze brałam jedną dla siebie, jedną dla Marka i jedną dla Pawła.

- Trzy duże kawy. – uśmiechnęłam się podchodząc do lady.

- Urlop? – zapytała widząc, że jestem ubrania inaczej niż zwykle.

- Powiedzmy. – usiadłam na wysokim krześle przy blacie i chwyciłam menu. – Wiesz co? Daj mi cztery kawy.

- Masz jakieś plany na dziś? – zapytała podejrzliwie.

Zerknęłam na nią nie wiedząc o co chodzi.

- Dzisiaj walentynki. Nie masz treningu, pomyślałam…

Głośno się roześmiałam.

- To święto zakochanych, mnie nie dotyczy. – odparłam rozbawiona. – Podpadłam wczoraj trenerowi, więc dzisiaj od siebie odpoczywamy.

Po krótkiej rozmowie moje zamówienie było już gotowe. Podziękowałam i pognałam w stronę ośrodka. Na miejsce dotarłam dziesięć minut przed siódmą. Szybko wbiegłam na swoje piętro i weszłam do swojego pokoju. Przez padający śnieg byłam przemoczona, więc natychmiast się przebrałam. Założyłam jasne dżinsowe rurki i asymetryczny, śnieżnobiały sweter z rękawem ¾. Poprawiłam makijaż, chwyciłam karton z papierowymi kubkami z kawą i wyszłam na korytarz. Najpierw ruszyłam na czwarte piętro. Chciałam przeprosić Marka i dać mu jego napój. Na najwyższym piętrze spotkałam Nowakowskiego, który właśnie szedł na śniadanie.

- Cześć. – pomachał mi ręką, w której trzymał klucze od pokoju. – Jak samopoczucie po wczorajszym?

- Nieźle. – zaśmiałam się. – W końcu się wyspałam.

- Kocham spać. – westchnął i roześmiał się.

- To dla ciebie. – chwyciłam jeden kubek z kawą i podałam go Piotrkowi.

- Czym sobie zasłużyłem? – zapytał zaskoczony miłą niespodzianką.

- Gdyby nie ty pewnie by mnie już tu nie było. – stwierdziłam. – Naprawdę chciałam wracać do domu.

- Cieszę się, że zostałaś.

Powiedział to tylko z grzeczności, ale i tak się ucieszyłam. Jadąc do Spały spodziewałam się spotkać pełno poważnych, stonowanych ludzi. Byłam pewna, że część z nich będzie strasznie zarozumiała – tymczasem wszyscy byli bardzo mili, niezależnie, czy byli ode mnie starsi o cztery lata czy o dziesięć i czy mieli na koncie trzy medale olimpijskie czy zero.

- Organizujemy dzisiaj mały seans filmowy. Wpadniesz? – zapytał biorąc spory łyk kawy.

- Nie chcę przeszkadzać. – uśmiechnęłam się. – Zapowiada się męski wieczór.

- Przyda się dziewczyna w pokoju. Mieszkam w chlewie, te świnie nie sprzątają. – powiedział z zabójczą szczerością.

- Jak posprzątają to wpadnę. – roześmiałam się. – Muszę lecieć, wolę nie narażać się kolejny raz trenerowi.

Ruszyłam w kierunku drzwi Marka. Nikt nie odpowiadał na pukanie, więc weszłam do pokoju i zostawiłam kawę na stoliku. Szybko wyszłam na korytarz i zbiegłam do stołówki. Dałam kawę Pawłowi i poszłam do kuchni po śniadanie.

- Mamy wolne miejsce. – Krzysiek wskazał ławkę na której siedział.

Niepewnie zerknęłam na swoje stałe miejsce. Dzisiaj Karoliny nie było – wyjechała na weekend do rodziców. Usiadłam więc między Ignaczakiem a Michałem.

- Słyszałem, że wpadasz dzisiaj na seans. – powiedział podejrzliwie Kurek siedzący naprzeciwko.

- Tylko, jeśli posprzątasz. – odparłam biorąc łyk kawy.

- Pedant. – Bartek zachichotał zerkając na Piotrka. – Nie dość, że gej to jeszcze pedant.

- Masz coś do gejów? – zapytałam przyglądając mu się uważnie.

- Ja nie jestem gejem. – krzyknął zirytowany Nowakowski.

Znaczna część sportowców zerknęła w naszą stronę a my wybuchliśmy śmiechem. 

- Właściwie dlaczego gej?

- A widziałaś go kiedyś z dziewczyną? – zapytał Bartman biorąc łyk kawy z mojego kubka.

- To, że więcej czasu poświęca na trening a mniej na bycie celebrytą…

- Będzie wojna. – zachichotał Jarosz widząc minę Zbyszka.

- Sugerujesz coś? – zapytał.

- Nie, mówię tylko, że trening da więcej niż pokaz najnowszej kolekcji Zienia. – odparłam.

- Ale szczerze. Widziałaś go kiedyś z dziewczyną? - Bartman nie odpuszczał tematu.

- Jestem tu od niecałych dwóch tygodni. – powiedziałam. – Nie było okazji.

- Nie widziałaś, bo jej nie ma. – powiedział zirytowany.

- A widziałeś go kiedyś z facetem? – zapytałam. – Nie widziałeś, bo go nie ma.

- A może on jest aseksualny? – Bartman rozmyślał o swojej kolejnej tezie.

Nowakowski, którego początkowo zdenerwował ten temat teraz leżał na ławce nie mogąc się opanować. Naszą dyskusję przerwał mężczyzna w granatowej kurtce stojący przy drzwiach. 

___________________________________________________________________________


Dzisiaj Zaksa gra z Jastrzębskim. Jaki wynik obstawiacie? :)

środa, 27 marca 2013

X


Epizod IX.





Po kilku minutach udało mi się znaleźć to, czego szukałam. Założyłam dżinsowe rurki i dużą, sportową bluzę w łososiowym kolorze. Chwyciłam białe conversy, które leżały tuż przy łóżku i szybko je założyłam.  Przeczesałam mokre włosy i związałam je gumką. Wzięłam z szafki telefon i wyszłam z pokoju trzaskając drzwiami. Kiedy weszłam do stołówki większość obecnych już jadłam. Usiadłam na swoim miejscu i przyjrzałam się zawartości talerza. Zerknęłam na stolik obok. Siatkarze w błyskawicznym tempie pochłaniali swoje porcje. Przypadła mi jakaś zupa, ale nie miałam pojęcia jaka. Było w niej sporo warzyw, więc chętnie zabrałam się do jedzenia. Nagle mój telefon zaczął wibrować. Zerknęłam na wyświetlacz i odrzuciłam połączenie.

- Jak siłownia? – zapytał Zagumny. – Kolega nadal się narzuca?

Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że Krystian na siłowni w ogóle się nie odzywał. Zadowolona pokiwałam z uznaniem głową i podziękowałam Pawłowi. Kolejne dni w ośrodku mijały bardzo szybko. Trener mnie nie oszczędzał. Całe dnie spędzałam na treningach, byłam zupełnie odizolowana od reszty. Po kilkunastu dniach zaczęłam odczuwać skutki tych intensywnych ćwiczeń. Miałam zwyczajnie dość. Tęskniłam za domem a widok trenera przyprawiał mnie o mdłości. Byłam jak palacz rzucający nałóg – wiecznie zdenerwowana i zirytowana. Stwierdziłam, że coś z tym trzeba zrobić i pognałam na ostatnie piętro do Marka. Zapukałam do drzwi trenera i posłusznie czekałam aż je otworzy.

- Potrzebuję urlopu. – wypaliłam kiedy go zobaczyłam.

Marek roześmiał się, myśląc, że żartuję.

- Mówię poważnie. – powiedziałam. – Mam dość, nie mam siły ani ochoty tutaj siedzieć.

- Mam rzucić to wszystko i wrócić do domu bo ty nie masz na coś ochoty? – zapytał miażdżąc mnie wzrokiem. – Nikt nie mówił, że będzie łatwo.

- Porównałam swój plan z innymi. Wymagasz ode mnie dwa razy tyle. – krzyknęłam.

- Gdybym w ciebie nie wierzył nie byłoby cię tu. – wrzasnął. – Dasz radę, przecież oboje o tym wiemy. Jeśli chcesz być najlepsza, musisz robić więcej.

Cieszyłam się, że tak we mnie wierzy, jednak nie doszliśmy do porozumienia, więc wyszłam bez słowa trzaskając drzwiami.  Podeszłam do wielkiego okna na ostatnim piętrze. Był trzynasty luty, na zewnątrz było resztki śniegu – pojawiło się nawet słońce, którego tak dawno nie widziałam. Zrezygnowana zeszłam na swoje piętro i usiadłam na schodach.

- Zły dzień? – zapytał Piotr Nowakowski, który szedł do pokoju Ignaczaka.

- Zły tydzień. – warknęłam. – Mam dość.

Środkowy zatrzymał się i usiadł obok mnie.

- Nie łam się. – szturchnął mnie łokciem. – Początki zawsze są trudne.

- Też na starcie chciałeś to wszystko rzucić? – zapytałam zerkając na siatkarza.

- Zdarzały się takie momenty. – przyznał. – Ale zaraz potem pojawiał się Krzysiek.

Zachichotałam próbując sobie wyobrazić Ignaczaka pocieszającego Nowakowskiego.

- W grupie raźniej. – przyznałam. – Ja nie mam wyboru, jestem sama.

- Zawsze możesz wpaść do nas. – stwierdził. – Wkupiłaś się w łaski Pawła, to już jest coś.

- Przekupiłam go kawą. – uśmiechnęłam się.

Piotrek skrzywił się zapewne przypominając sobie codzienną mękę przy śniadaniu. Z dwudziestki trójki wybiegł Krzysiek, który najwyraźniej szukał środkowego.

- Pardon. – wyszczerzył się widząc nas na schodach. – Piter, potrzebujemy cię.

Nowakowski kiwnął głową i wstał. Zerknął na mnie i wyciągnął ku mnie rękę. Skorzystałam z pomocy i również wstałam.

- Zagrasz z nami? – zapytał Ignaczak tasując karty.

- Innym razem. – uśmiechnęłam się blado i ruszyłam w stronę swojego pokoju.

Wzięłam z niego kurtkę, torbę i wyszłam z ośrodka. Padał śnieg, ulice były zasypane. Zatrzymałam się na schodach przed wejściem i zerknęłam na Staszka – dozorca odśnieżał plac przed budynkiem.

- Pomóc? – zapytałam z uśmiechem.

- Nie powinnaś trenować? – Staszek był wyraźnie zaskoczony widząc mnie  w taką pogodę na zewnątrz.

- Pan mnie nie widział. – puściłam mu oczko i ruszyłam przodem.

Po kilku godzinach siedzenia w kawiarni mój telefon nie przestawał dzwonić. Dobijali się i rodzice i trener. Wyłączyłam komórkę, ciesząc się z tej ucieczki. Mimo, że wiedziałam, co mnie czeka po powrocie – warto było. Przed wyjściem z knajpy kupiłam dużą babeczkę z lukrem i ruszyłam w drogę powrotną. Uśmiechnęłam się, myśląc o tym, że Marek nie ma nade mną kontroli. Czułam się jak dzieciak, buntujący się w sklepie z zabawkami, ale było mi z tym dobrze. Wpadłby w szał widząc jak pochłaniam tę kaloryczną bombę. Idąc zaśnieżoną Harcerską w oddali, przy budynku ośrodka zobaczyłam kilka osób.

- Edyta!

Wywróciłam oczami słysząc wrzask trenera. Przez kolejne dziesięć minut słuchałam jego wykładu. Wracałam szybkim krokiem do ośrodka nie zważając na jego słowa. Po chwili byłam już w ciepłym, jasnym wnętrzu recepcji. Sportowcy właśnie wracali do swoich pokoi po kolacji.

- Posłuchaj mnie. – Marek warknął, położył mi ręce na ramiona i potrząsnął mną jak dzieckiem.

Nagle coś odepchnęło ode mnie Marka.  Tuż obok stało kilku siatkarzy.

- Panie! – krzyknął Ignaczak. – Oszalał pan?

Nowakowski, który odepchnął ode mnie trenera mierzył wzrokiem raz mnie, a raz Marka.

- Zwiałam. – powiedziałam widząc zdziwione miny siatkarzy. – Wyłączyłam telefon, wyszłam bez słowa. Ma prawo być zły.

- Złość złością, ale żeby podnosić rękę na kobietę. – Paweł Zagumny był wyraźnie zaniepokojony zachowaniem mojego trenera.

- Nic się nie stało. – powiedziałam spokojnie. – Poniosło go, mnie też. Jest po sprawie.

Odwróciłam się i zaczęłam wchodzić po schodach na swoje piętro. 

- Edyta!

Niepewne zerknęłam na Marka.

- Masz wolne do końca tygodnia. – powiedział. – Zejdź mi z oczu.

Kiwnęłam głową i ruszyłam z powrotem do pokoju. Idąc korytarzem zdejmowałam z siebie kolejne części garderoby. Moja kurtka była cała morka.

- Wszystko w porządku? – siatkarze właśnie weszli na drugie piętro.

Uniosłam kciuk w górę, weszłam do pokoju i trzasnęłam drzwiami. 

___________________________________________________________________________

Jak przygotowania do świąt? :) Ja nie czuję rąk! :>

wtorek, 26 marca 2013

IX


Epizod VIII.





Wróciłam na swoje miejsce i zaczęłam obracać w dłoniach jabłko, które zostało mi do zjedzenia.

- Młoda, skąd ty wzięłaś tę kawę? – zapytał Łukasz odsuwając swój kubek z obrzydzeniem.

- Niedaleko jest kawiarnia. – odparłam wgryzając się w zieloną skórkę owocu. 

Zaczęliśmy dyskutować o jedzeniu w ośrodku kiedy znikąd pojawił się mój trener.

-  Za godzinę widzimy się na siłowni. – powiedział pokazując gestem Karolinie, że ma sobie pójść.

Zirytowana dziewczyna wstała i odeszła bez słowa a Marek usiadł na jej miejscu. Był bezczelny, ale go uwielbiałam. Otworzył granatową teczkę, którą miał przy sobie i wyjął z niej kilka kartek.

- Ile zrobiłaś kilometrów? – zapytał uważnie mi się przyglądając.

Wykręciłam nadgarstek i pokazałam mu licznik, który zatrzymałam tuż przed wejściem do ośrodka. Kiwnął głową z zadowoleniem i zapisał wynik. Zadał mi jeszcze kilka pytań i zamknął teczkę chowając wszystkie karty.

- Mogę zrezygnować z tej kawy rano? – zapytałam.

Marek zaśmiał się najwyraźniej dokładnie wiedząc o co mi chodzi.

- Wytrzymasz cały dzień bez kofeiny? – kiwnął z uznaniem głową.

- Niech pan nie słucha, ona kłamie. – prychnął Ignaczak, który wstał, żeby odnieść swoją tacę.

- Niedaleko jest taka mała kawiarnia. I tak rano wstaję, więc wolę kupować kawę tam niż pić to paskudztwo tutaj. – wyszczerzyłam się.

- Ile kosztuje taka kawa? – zapytał.

- Za dużą, czarną płaciłam osiem.

Trener przeszukał swoje kieszenie i rzucił na stół dziesięciozłotowy banknot.

- Jutro też mi kup. – powiedział wstając.

Rozbawiona kiwnęłam głową i schowałam pieniądze do kieszeni bluzy. Chwyciłam owoc leżący na stole i wzięłam kolejny kęs.

- Byłoby więcej kilometrów gdyby nie ten cholerny gościu. – krzyknęłam do Marka, który był już przy drzwiach. – Nie lubię biegać mając kogoś na ogonie, jest irytujący.

- Więc z nim nie biegaj. – trener puścił mi oczko i wyszedł ze stołówki.

Wywróciłam oczami i dokończyłam jeść swoje jabłko. Położyłam nogi na sąsiednim krześle i zaczęłam tworzyć plan idealny. Jak pozbyć się uciążliwego i natrętnego kolegi z pokoju numer trzydzieści. Nagle w głowie zaświtała mi pewna myśl. Część siatkarzy wróciła do swoich pokoju, przy stoliku obok siedział Ignaczak, Zagumny, Bartman, Winiarski i Ruciak. Przysiadłam się do nich zajmując miejsce naprzeciwko Libero.

- Jesteś mi potrzebny. – powiedziałam wbijając w niego wzrok.

Rozbawiony siatkarz kiwnął głową i uważnie mi się przyjrzał.

- Da się tutaj zgubić? – zapytałam. – W tym lesie obok ośrodka?

Jarosz głośno się roześmiał, kiedy zrozumiał o co mi chodzi.

- Nie łatwiej powiedzieć koledze, że nie chcesz z nim biegać?

- Tak niezręcznie jakoś no. – skrzywiłam się.

- Ja mu powiem, mi tam zręcznie. – stwierdził Zagumny wzruszając ramionami. – Za kubek kawy.

- Co z bezinteresowną pomocą? – zapytałam rozbawiona wstając.

Podbiegłam do kosza i wyrzuciłam do niego ogryzek. Wracając zatrzymałam się obok stolika siatkarzy.

- Ty zajmujesz się moim sąsiadem, ja ci codziennie dostarczam kawę. Deal? – wyciągnęłam ku niemu dłoń.

- Deal. – Paweł mocno ścisnął moją dłoń.

Zadowolona szybko wyszłam ze stołówki i pognałam na swoje piętro. Do treningu na siłowni zostało mi już tylko pół godziny. Wbiegłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Wyjęłam pieniądze od trenera z bluzy i położyłam je na stoliku. Chwyciłam swój telefon i zadzwoniłam do mamy. Była strasznie ciekawska, pytała o wszystko. Co jadłam, z kim mam pokój, ile przebiegłam kilometrów, jaki kolor mają ściany w recepcji, na którym piętrze mieszkam. Cierpliwie odpowiadałam na każde jej pytanie. Kiedy zorientowałam się, że za dziesięć minut powinnam być na siłowni pożegnałam się z mamą i zaczęłam się przebierać. Założyłam sportowe, granatowe szorty i białą bokserkę. Zmieniłam buty na takie, jakie wymagane były na siłowni. Chwyciłam iPoda, słuchawki i wyszłam z pokoju. Korytarz był pusty. Korzystając z tego, że nie ma Krystiana wbiegłam na czwarte piętro i zapukałam w drzwi, na których widniał numer czterdzieści sześć. Cisza. Z pokoju obok wyszedł trener mojego uciążliwego sąsiada.

- Marek już poszedł na siłownię. – powiedział zakluczając swoje drzwi.

Kiwnęłam głową i pognałam korytarzem do schodów, z których szybko zbiegłam na kolejne piętro.  Z jednego z pokoi wychodziła właśnie grupa siatkarzy.

- Gdzie jest siłownia? – zapytałam nie zatrzymując się.

Kurek przywołał mnie do siebie gestem i pokazał drugi budynek za oknem. Wtedy przypomniałam sobie plan ośrodka, który był na ulotce. Załamałam się widząc pogodę na zewnątrz. Wiał silny wiatr i zbierało się na porządną śnieżycę. Wiedząc, że trener już na mnie czeka podziękowałam za pomoc i pognałam na dół. Wybiegłam z recepcji i poczułam nieprzyjemny, silny powiew. Pospiesznie okrążyłam budynek. Rozejrzałam się po ośrodku i podbiegłam do miejsca, które wskazał Bartek. Szybko wbiegłam do budynku chcąc uchronić się przed niską temperaturą na zewnątrz. Nie wiedziałam gdzie mam się kierować, ale jeden z pracowników wskazał mi odpowiednie drzwi. Grzecznie podziękowałam i weszłam na siłownię. Na miejscu był już Krystian i mój trener. Trener kazał mi się porządnie rozgrzać, po kilkunastu minutach odpaliłam iPoda i wskoczyłam na bieżnię. Po przebiegnięciu kilku kilometrów bieżnię zmieniłam na orbitrek  Marek dzisiaj się nade mną znęcał, wynajdywał kolejne ćwiczenia, ale nie narzekałam. Posłusznie wykonywałam jego polecenia, bo wiedziałam, że kiedyś ten wysiłek zaprocentuje. Z siłowni wyszliśmy dopiero przed trzecią. Niebo nad nami było granatowe, a spadający śnieg zasłaniał cały świat. Mimo ogromnego zmęczenia drogę do drugiego budynku pokonałam biegiem. O trzeciej wydawany był obiad, więc poszłam prosto do stołówki. Byłam cała przemoczona, zostawiałam za sobą kałuże. Obecni na sali  przyglądali mi się z niekrytym rozbawieniem. Podeszłam do swojego stolika, przy którym czekała już Karolina.

- Czy ty w ogóle trenujesz? – zapytałam zirytowana zajmując miejsce.

Widuję ją tylko w stołówce. Zawsze jest na czas, nigdy nie widziałam jej zmęczonej po treningu.

- Idź się przebierz, chcesz być chora? – zapytała patrząc jak się trzęsę. – Wezmę ci coś.

Kiwnęłam twierdząco głową i pobiegłam na górę. Wchodząc na drugie piętro wpadłam na kogoś, ale kompletnie nie zwróciłam na to uwagi i ruszyłam dalej.

- Widzę że trening udany. – zachichotał Nowakowski kierujący się na dół.

Nie miałam siły się z nim przekomarzać. Cała się trzęsłam więc tylko pokazałam mu wyprostowany środkowy palec i wbiegłam do swojego pokoju. Szybko się rozebrałam i podbiegłam do walizki. Obiecałam sobie, że wieczorem poukładam to wszystko w szafach, bo w tym totalnym chaosie nie mogłam niczego znaleźć.

__________________________________________________________________________

Jakie macie plany na zbliżające się święta? :)