niedziela, 26 maja 2013

Powiadomienie



Bardzo Was przepraszam, ale muszę zawiesić bloga na czas nieokreślony. Dzisiaj rano wylądowałam w szpitalu i nie mam pojęcia kiedy mnie stąd wypuszczą. Jestem już po jednej operacji,  mam dość tego miejsca. Opowiadanie mam zapisane na laptopie, który jest w domu, dlatego nie będę w stanie dodawać rozdziałów przez czas pobytu w szpitalu. Żałuję, że nie zrobiłam kopii - gdybym zapisywała opowiadanie na tablecie mogłabym je Wam teraz udostępnić.

Hejtować śmiało, macie do tego prawo. Obiecałam, że epizody będą pojawiać się codziennie i niestety, przez dzisiejszy wypadek, nie będę mogła się z tego wywiązać. Jeszcze raz bardzo, bardzo przepraszam.

sobota, 25 maja 2013

LXIX

Epizod LXVIII.







Z uśmiechem na twarzy obserwowałam wbiegających na boisko siatkarzy. Roześmiani ustawili się w polu i czekali na zagrywkę rywala. W polu serwisu stanął reprezentant Włoch, który mierzył wzrokiem wszystkich polskich zawodników. Kiedy usłyszał gwizdek sędziego wyrzucił piłkę w górę, wybił się i uderzył. Celował w Ignaczaka, który perfekcyjnie odebrał zagrywkę. Paweł bez problemu wystawił Ruciakowi. Przyjmujący uderzył najlepiej jak potrafił, piłka po odbiciu się od bloku wylądowała poza boiskiem. Zadowoleni z akcji panowie uściskali się na środku pola, nadszedł czas na zagrywkę ze strony Polski. Michał uderzył w siatkę. Jeden do jednego. Razem z dziewczynami i Markiem głośno dopingowaliśmy siatkarzy. Pod koniec pierwszego seta miałam już zdarte gardło i byłam zmęczona, jak gdybym grała tam razem z nimi. Wreszcie udało im się wygrać seta, dwadzieścia dziewięć do dwudziestu siedmiu. Zmęczeni zawodnicy zeszli z boiska i poszli do trenera.

- Brawo. – uśmiechnęłam się szeroko, kiedy podszedł do mnie Piotrek.

Zadowolony pocałował mnie i sięgnął butelkę leżącą przy krześle. Usiadł na nim i w zastraszającym tempie pochłaniał picie. Oparłam się o barierkę i zaczęłam bawić się jego włosami.

- Widzisz tego faceta? – zapytał.

- Którego? – pochyliłam się chcąc lepiej go słyszeć.

- Szóstka, stoi tam. – Piotrek skinął głową na włoskiego gracza.

- Widzę.

- Denerwuje mnie. – stwierdził dobitnie.

- I tak jesteś od niego lepszy. – uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek. – Biedak nawet nie próbuje cię blokować.

- Wiem. – zarechotał zadowolony i włożył butelkę pod krzesło. – Dał sobie spokój pod koniec seta.

- O kim mowa? – do barierek podbiegł Ignaczak i wziął swojego syna na ręce.

- O tym przystojniaku z szóstką. – wyszczerzyłam się.

- Brzydki jest. – prychnął Nowakowski. – Spójrz na niego.

- Niech będzie… - westchnęłam rozbawiona.

Siatkarze zamienili jeszcze kilka słów z trenerem i znów wbiegli na boisko. Tym razem było dużo gorzej. Włosi wzięli się za siebie, skutecznie atakowali, znakomicie bronili i efektywnie serwowali. Ten set był naprawdę krótki, siatkarze zeszli z boiska przy stanie dwadzieścia pięć do dwudziestu jeden dla włoskich zawodników. Panowie cały czas dyskutowali z trenerem. Trzeci set był równie trudny co drugi. Polacy naprawdę starali się grać jak najlepiej, ale na drugiej przerwie technicznej Włosi mieli cztery punkty przewagi.

- Paweł! – wrzasnęłam, kiedy przechodził tuż obok mnie. – Zacznij grać środkiem, nie widzisz że blokują chłopaków na skrzydłach?

- Edyta, spokojnie… - żona Krzyśka objęła mnie ramieniem i roześmiała się. – Guma od tego ma Andreę, nie rób konkurencji trenerowi.

- Ma Piotra, a w ogóle go nie wykorzystuje. – powiedziałam zirytowana. – W pierwszym secie tyle piłek posłał do Nowakowskiego…I co? Źle na tym wyszedł?

Nawet nie zauważyłam, kiedy skończyła się przerwa. Zagumny wykorzystał pierwszą okazję do wystawienia piłki Piotrowi. Środkowy bez problemu zdobył punkt. Rudy rozgrywający posłał mi zabójcze spojrzenie. Pokazałam mu uniesiony kciuk i roześmiałam się.

- Myślisz, że wygrają? – zapytałam szeptem Iwony.

- Mi to bez różnicy. – odparła nie odrywając wzroku od boiska.

- Jak to?

- Dla mnie zawsze są mistrzami. Chociaż nie powiem, wolę Krzysia zwycięzcę niż Krzysia przegranego. Zresztą, sama chyba zauważasz różnicę, co? – zapytała z uśmiechem.

Przytaknęłam kiwając głową. Pokonany Piotrek momentami był nie do zniesienia, ale za to Piotrek zwycięzca był po prostu wspaniały. Zachowywał się jak wariat. Miał ataki radości, działał spontanicznie, krzyczał, wygłupiał się. Jak dziecko.

- Musi być wam ciężko. – stwierdziła po chwili. – On sport, ty sport…

- Nie jest łatwo. – przyznałam. – Ale zawsze może być gorzej. Nauczyłam się doceniać to co mam, nie narzekam.

- Wiem wszystko, Krzysiek dużo mi o tobie mówi. – powiedziała z uśmiechem.

- O jezu… - jęknęłam. – Pewnie się ze mnie śmieje, co? Nie słuchaj go, proszę.

- Wręcz przeciwnie. – odparła. – Ja wiem, że on nie wygląda na poważnego człowieka. Wiecznie się wygłupia, myśli, że ma dwadzieścia lat.

- Fakt. – zaśmiałam się. – Ale to jest fajne, wszyscy go uwielbiają, ze mną na czele.

- Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwił. – uśmiechnęła się lekko. – Długo znałam cię tylko z opowieści.

- To musiało być podejrzane. – stwierdziłam. – Mąż opowiada ci o jakiejś małolacie.

Iwona roześmiała się i przytaknęła. Trzeciego seta wygrali nasi zawodnicy, jednak nie byli z siebie zadowoleni. Popełnili mnóstwo błędów, ale Włosi nie byli lepsi. Obie drużyny nieźle oberwały od swoich trenerów i wyszły z bojowym nastawieniem, żeby zagrać czwartą część spotkania. Tym razem to trener przeciwników był skuteczniejszy. Włosi zaczęli grać o niebo lepiej. Polacy również się poprawili, ale nie aż tak, żeby dogonić przeciwników. Przy stanie dwadzieścia jeden do czternastu wściekły Andrea zaczął zdejmować swoich zawodników i zastępował ich rezerwowymi. Wszyscy w hali zaczęli przygotowywać się na piątego seta.

- Przestań. – powiedziałam, kiedy Piotrek podszedł do barierek.

- Co?

- Wracaj tam i im kibicuj. Dadzą radę – wspaniale, nie uda im się – jest jeszcze piąty set. To nie koniec meczu. – odparłam.

Chciał mi coś odpowiedzieć, ale zaczęłam krzyczeć widząc, że nasz zespół zdobył kolejny punkt. Piotrek odwrócił się i wrócił do reszty odpoczywających siatkarzy. Kiedy Andrea zaczął ich zdejmować wiedziałam, że kolejny set to tylko kwestia czasu. Przyznam, że nie dawałam większych szans rezerwowym, ale to co zrobili pod koniec seta było niesamowite. Bez problemu odrobili stratę i było dwadzieścia trzy do dwudziestu jeden dla Włoch. Zdenerwowany trener naszych przeciwników zażądał przerwy. Nie dziwię mu się. Kiedy nasi rezerwowi zdobyli siedem punktów jego zespół wywalczył tylko dwa. Po krótkiej przerwie wszyscy zawodnicy wrócili na boisko. Andrea długo się zastanawiał nad tym co robić,  ale nie dokonał zmian i postanowił pozwolić grać rezerwowym. Po chwili serwujący Polak zdobył dwa punkty bezpośrednio z zagrywki. Trener Włoch wziął kolejną, drugą i ostatnią przerwę. Podekscytowani Polacy czekali na swoich przeciwników. Tym razem nasz zawodnik przestrzelił. Dwadzieścia cztery do dwudziestu trzech dla włoskich siatkarzy. Zagrywka Włochów również nie trafiła w boisko. Remis. Kolejny potężny serwis uderzył  we włoskiego libero, który perfekcyjnie przyjął tę piłkę. Wystawa na lewe skrzydło, atak i… blok! Nasz przyjmujący, sam jak palec, na lewym skrzydle, postawił solidny blok, przez który nie udało się przebić włoskiemu zawodnikowi. Jeden punkt. Został tylko jeden punkt. Tak dużo i tak mało.

- Ja nie patrzę. – stwierdziłam odwracając się. – Nie mogę.

Iwona odwróciła mnie w stronę boiska.

- Patrz na Piotra. Jeśli wygrają, musisz go zobaczyć. – stwierdziła.
                                                   

Wbiłam wzrok w Nowakowskiego. Wszyscy na hali wstali z miejsc, łącznie z innymi siatkarzami i sztabem medycznym.  Młody polski siatkarz zdenerwowany jak nigdy stanął na polu zagrywki. Wszyscy na hali zamilkli. Nigdy nie widziałam, żeby na jakimś meczu zrobiło się tak cicho. 

_____________________________________________________________________________

Dwa mecze, dwa mecze, dwa mecze, dwa mecze!

piątek, 24 maja 2013

LXVIII


Epizod LXVII.








Zaraz po biegu zadzwoniłam do Piotra i rodziców. Krzyczałam jak nienormalna, nie mogłam uwierzyć, że pokonałam te dziewczyny. Następnego dnia siatkarze grali mecz z Bułgarią. Po kilku godzinach szukania znalazłam jakąś marną transmisję w Internecie. Wszystko się zacinało i docierało do mnie w dużym opóźnieniem. Mimo to wytrwale oglądałam cały mecz z Markiem. Nie wiem jak wyglądało to spotkanie, ale komentatorzy byli wyraźnie zaskoczeni. Mówili o niesamowitym odrodzeniu się polskich siatkarzy. Nie pozostało mi nic innego jak cieszyć się z ich zwycięstwa. Tuż po meczu zadzwonił do mnie Piotrek. Nie rozmawialiśmy długo, różnica stref czasowych nie pozwalała nam na długie pogawędki. Kiedy ja spałam, on grał. Kiedy ja biegałam, on spał. Mecz z Bułgarią oglądałam o piątej rano. Nie spałam całą noc, długo szukałam strony z meczem. Pod koniec drugiego seta przyłączył się Marek, który zrezygnował z kilku godzin snu, żeby kibicować siatkarzom. Obiecałam, że wspomnę o tym podopiecznym Andrei. Siatkarze wygrali szybko i bez problemów. Obudziłam połowę hotelu krzykami i od razu pogratulowałam siatkarzom. Byli zaskoczeni, że kibicuję i że nie śpię. Przez cały dzień się obijałam, zrobiłam tylko kilka kilometrów. Nazajutrz było jeszcze gorzej niż w dzień pierwszego biegu. Panikowałam jeszcze bardziej. Dłuższy dystans, większe szanse na porażkę. Czekając na transport wyciągnęłam telefon i wykręciłam losowy numer.

- Czy ty masz pojęcie która jest godzina? – usłyszałam znajomy, zaspany głos.

- O cholera, przepraszam. – pisnęłam do słuchawki.

- Co jest? – Paweł głośno ziewnął.

- Chyba nie dam rady. Nogi mi wariują, wszystko mnie boli, one są za szybkie, Marek nie pomaga, chcę do domu, potknę się i przewrócę, nie mog…

- Ty wariujesz. – stwierdził. – Tam nie dają not za styl. Podnosisz się do góry i biegniesz dalej. Wygrałaś raz zrobisz to i drugi.

- Ale…

- Ja chcę medal, jasne? – powiedział. – Bez drugiego złota możesz nie wracać. Powodzenia i dobranoc.

Wrzuciłam telefon z powrotem do torby i wsiadłam do taksówki razem z Markiem. Po kilkudziesięciu minutach stania w olbrzymim korku dojechaliśmy na stadion. Krótka rozgrzewka i najgorsze, czyli czekanie na wyścig. Marek cały czas nadawał, mówił mi jak mam biec,  co mam robić, ale kompletnie nie mogłam się skupić. Przeszłam kwalifikacje, tym razem byłam jedyną Polką. Zauważyłam, że jako jedna z nielicznych startuję w wyścigu na dwieście metrów i w wyścigu na osiemset metrów. Teraz musiałam pokonać zupełnie inne zawodniczki, niż dwa dni temu. Ustawiłam się na linii startu i ruszyłam jak tylko usłyszałam wystrzał. Trasa trzy razy dłuższa niż przedtem. Nie ma szans. Biegłam starając się nie myśleć  o tym, ile osób na mnie patrzy. W ciągu tych dwóch dni stało się coś niesamowitego. Po wpisaniu swojego imienia i nazwiska w wyszukiwarkę wyskakiwało mi mnóstwo informacji. Serwisy sportowe pisały o moim medalu. To było niesamowite. Nie pobiłam ani rekordu Polski, ani świata a oni się mną zachwycali. Dzisiaj miałam zdecydowanie większą publiczność niż przedwczoraj. Biegłam nie widząc końca. Nogi paliły, ale teraz nie mogłam i nie potrafiłam się zatrzymać. Wreszcie po przebiegnięciu większości dystansu zobaczyłam sędziów ustawionych przy linii. Wszystkie dziewczyny przyspieszyły, łącznie ze mną. Raz jedna, raz druga wysuwała się na prowadzenie. Na mecie wylądowałam z dwiema innymi zawodniczkami praktycznie w tym samym czasie. Wszystkie ciężko oddychając wlepiłyśmy wzrok w ogromny ekran. Po chwili wyświetliły się wyniki. Opuściłam głowę widząc swoje trzecie miejsce. Polscy sportowcy zgromadzeni na trybunach świętowali, ale ja byłam na siebie cholernie zła. Pogratulowałam wszystkim dziewczynom i podeszłam do Marka. Wyściskał mnie jak wczoraj, ale ja zupełnie się nie cieszyłam. Porażka.

- Witam ponownie. – podbiegł do mnie ten sam reporter, co wcześniej.

- Przepraszam. – jęknęłam i roześmiałam się widząc minę dziennikarza. – Dzisiaj pobiegłam zdecydowanie gorzej, masakra.

- Dziewczyno! – krzyknął ale zaraz potem odchrząknął i poprawił na „pani Edyto”. – To jest najwyższy poziom, zdobywasz medale… Jesteś naszą nadzieją. Mamy kolejnego wspaniałego lekkoatletę!

- Może kiedyś… Oby było lepiej. – uśmiechnęłam się krzywo.

- Wszyscy stawiają na Anitę Włodarczyk, Tomasza Majewskiego… a do Polski z dwoma medalami wraca nieznana wcześniej Edyta Ruciak-Nowakowska. Gratulacje.

- Dziękuję. – uścisnęłam dłoń dziennikarzowi i podeszłam ze spuszczoną głową do naszego stanowiska.

Usiadłam na ławce, chwyciłam butelkę wody, wzięłam kilka łyków i schowałam twarz w dłoniach. Powoli miałam dość tego hałasu na stadionie i wiecznego szumu. W Pekinie nigdy nie było cicho. Wstałam dopiero po kilku minutach. Odebrałam brązowy medal i uciekłam z podium tak szybko jak było to możliwe. Do hotelu wróciliśmy wieczorem. Zjedliśmy porządny obiad po walce z tępą kelnerką i wróciliśmy do siebie. Spakowaliśmy walizki – chciałam jak najszybciej wrócić do Polski. Przed północą zrobiliśmy sobie mały zjazd integracyjny. W hotelu mieszkała praktycznie cała polska reprezentacja, więc świętowaliśmy nasze sukcesy do późnych godzin. Niektórzy niestety nie mogli sobie na to pozwolić  - kilku z Polaków miało jeszcze walczyć o medale. Spałam dokładnie czterdzieści minut. Później musieliśmy wstać i pędzić na lotnisko. Zasypiałam na stojąco, nie mogłam się doczekać zajęcia miejsca w samolocie. Po trzygodzinnej odprawie, i dwóch godzinach opóźnienia udało mi się wreszcie usiąść na tyłku. Zasnęłam kiedy tylko zajęłam swoje miejsce. Marek obudził mnie tuż przed lądowaniem – przespałam cały lot. Z lotniska pojechaliśmy prosto do Spały, chciałam wykorzystać ostatnie dni w ośrodku do maksimum. Później zaczynał się wrzesień, panowie wracali do swoich rodzin i klubów. A ja wracałam do Rzeszowa razem z Piotrem. Po powrocie i wyspaniu się oglądałam każdy mecz siatkarzy. Byli niesamowici. Z całkowitego dna na sam szczyt. Razem z Markiem postanowiliśmy, że na finał musimy koniecznie pojechać. Przepakowaliśmy walizki i znów pojechaliśmy na lotnisko – tym razem lecieliśmy w zupełnie innym kierunku. Tuż po przylocie zakwaterowaliśmy się w pierwszym lepszym hotelu jaki znaleźliśmy i ruszyliśmy na halę, na której mieli grać siatkarze. Wtedy pojawił się pierwszy problem.

- Jakie noł tikets? – wrzasnął Marek pukając w szybkę kasy.

Po chwili pojawiła się tam zdenerwowana kasjerka, która wytłumaczyła mu, że wszystkie zostały sprzedane.

- Nie byłeś nigdy na żadnym koncercie czy meczu? – prychnęłam. – Tu aż się roi od cwaniaków, którzy chcą sprzedać bilet.
Chwyciłam Marka i pociągnęłam go w stronę mężczyzny stojącego niedaleko wejścia.

- Ile? – zapytałam wyciągając portfel.

Zażądał ceny cztery razy droższej za najlepszy sektor. Marek zaczął się z nim targować, ale dla świętego spokoju kupiłam bilety i razem z trenerem weszliśmy na halę. Miejsca były warte swojej ceny – miejsca zawodników, ekipy medycznej i trenera miałam praktycznie na wyciągnięcie ręki. Zauważyłam mnóstwo kibiców z Polski, trzy sektory były wypełnione ludźmi ubranymi na biało-czerwono. Po kilkunastu minutach obie ekipy wybiegły na boisko. Kilu zawodników zatrzymało się, żeby podpisać kartki i zdjęcia dla fanów.

- Dostanę autograf? – krzyknęłam do Nowakowskiego stojącego kilka metrów dalej.

- Edyta! – wcisnął podpisaną kartkę jakiejś dziewczynie i do mnie podbiegł. – Co tu robisz?

- Udało nam się dotrzeć. – uśmiechnęłam się szeroko i pocałowałam go. – Rozwalcie ich dzisiaj, zgoda?

- Chodź tam. – wskazał mi miejsce, w którym stały żony innych zawodników.

Przeskoczyłam przez barierkę, Marek zrobił to samo. Od razu podbiegła do nas grupa ochroniarzy, ale wyjaśniliśmy im co i jak. Dziewczyny pogratulowały mi i Markowi udanych zawodów. Oparłam się o barierkę i oglądałam rozgrzewających się siatkarzy. Tłum ludzi krzyczał i śpiewał. Każdy czekał na gwizdek rozpoczynający mecz.

- Bez złota nie wracajcie. – powiedziałam, kiedy Paweł i inni zawodnicy do nas podeszli – Powodzenia.

Wystawiłam otwarte dłonie. Każdy przybił mi piątkę i ruszył w stronę trenera. Piotrek chuchnął na moje dłonie, zacisnął je w pięści i pocałował mnie.

- Trzymaj kciuki.

- Będę. – odparłam machając ściśniętymi dłońmi. 

_____________________________________________________________________________

Mecz, mecz, mecz, mecz!


czwartek, 23 maja 2013

LXVII


Epizod LXVI.







W kwietniu, miesiąc po przyjeździe dowiedziałam się, że jadę na Mistrzostwa Świata w lekkoatletyce 2015. Jadę do Pekinu! Szalałam z radości razem z Michaliną, dziewczyną ze Spały, która również jechała ze mną do stolicy Chin. Ja trenowałam biegi, ona skok o tyczce. Mieszkała w pokoju obok od marca, często się widziałyśmy i naprawdę się polubiłyśmy. Kiedy tylko dostałyśmy cudowne wieści postanowiłyśmy to opić. Wymknęłyśmy się wieczorem z ośrodka i szalałyśmy całą noc. Żałowałyśmy tego następnego dnia, ale później stwierdziłyśmy, że przynajmniej będziemy miały co wspominać. Z Piotrem układało nam się coraz lepiej. Miałam ogromne wyrzuty sumienia za tę akcję z Markiem. Nie zasługiwałam na niego, ale od tej pory robiłam wszystko, żeby czuł się maksymalnie doceniony. Kiedy ja szykowałam się na Pekin,  zniecierpliwieni siatkarze czekali na Mistrzostwa Europy, które miały się odbyć w podobnym czasie. Byłam niesamowicie podekscytowana. To była pierwsza tak ważna, międzynarodowa impreza sportowa. Reprezentowałam Polskę z ludźmi, których podziwiałam od zawsze. Tomasz Majewski, Anita Włodarczyk, Monika Pyrek i między nimi ja? Szok. W połowie lipca Piotr z resztą siatkarzy wyjechali na mistrzostwa. Ja wyleciałam do Pekinu kilkanaście dni później. O wynikach Piotra dowiadywałam się tylko przez telefon i Internet. W Chinach było niesamowicie. Wszystko było zupełnie inne niż w Polsce. Razem z Markiem w pierwszy dzień wykupiliśmy połowę słodyczy ze sklepu znajdującego się obok naszego hotelu – mieli tysiąc przeróżnych łakoci, których w naszym kraju nie było i prawdopodobnie nie będzie. Nie mogłam się doczekać, kiedy wrócę do Spały i rozdam to wszystko siatkarzom – pozbijaliby się za dobrego batona czy paczkę cukierków. Niepokoiły mnie wiadomości z mistrzostw siatkarzy. Przegrali każdy możliwy mecz – został im tylko jutrzejszy. Jeśli i ten okaże się klęską panowie wrócą do domu bez wyjścia z grupy. Robiłam co mogłam, ale przez telefon nie wiele da się zdziałać. W tym cholernym kraju nie można było nawet złapać dobrej transmisji. Słuchałam relacji rodziców, którzy krzyczeli jak opętani do słuchawki. Kiedy tylko ostatni mecz się skończył wysłałam Piotrowi wiadomość. Tak bardzo się cieszyłam, że wygrali to spotkanie. Razem z Markiem wrzeszczeliśmy z radości, mimo, że on nie był wielkim kibicem siatkówki. W końcu nadszedł dzień otwarcia mistrzostw. Stałam tam jak zaczarowana razem z innymi sportowcami – wszyscy byli niesamowicie mili i skromni, większość znała się od dawna, ale ja akurat byłam nowa. Przywitali mnie jak swoją życząc dużych sukcesów. Kibicowaliśmy sobie na przemian – to było niesamowite. Kiedy Majewski walczył o medal nie było osoby z naszej reprezentacji, która by mu nie kibicowała. I tak było z każdym. Nie ważne, czy była to Anita Włodarczyk czy początkujący sportowcy. Niesamowicie zżyłam się z tymi ludźmi. Cztery dni po rozpoczęci mistrzostw nadszedł czas na mój występ. Na samą myśl zbierało mi się na wymioty, a narządy wewnętrzne zmieniały swoje miejsce. Marek cały czas mnie uspokajał, ale kiedy zobaczyłam te dziewczyny… Cholera. Śmigały po bieżni jak gdyby miały w tyłkach silniki z Lamborghini.

- Nie spiesz się na kwalifikacjach. Czwarte miejsce byłoby najlepsze. – powiedział pewnie Marek i zaczął omawiać swoją kolejną strategię.

Nie spiesz się? Nie ma sprawy, pokonam dystans truchtem.  To potrafię. Kilkanaście minut przed startem zrzuciłam biało-czerwony dres. Pod spodem miałam strój lekkoatletyczny – biały, krótki top i czerwone, obcisłe spodenki. Cała się trzęsłam, ale to ze strachu, nie z zimna.

- Opamiętaj się, dziewczyno. – krzyknął Marek widząc, że ledwo kontaktuję. – To jak trening w Spale. Tylko biegasz.

Kiwnęłam głową i po kilku minutach stanęłam na starcie. Panicznie bałam się dyskwalifikacji, ale też tego, że wystartuję za późno. Ruszyłam równo z wystrzałem pistoletu startowego. Moje przeciwniczki były niesamowicie szybkie, ale nie odstawałam od nich. Udało mi się zająć czwarte miejsce, Marek był zadowolony. Chyba każda z tych dziewczyn miała jakąś taktykę. Wszystkie wydawały mi się podejrzane. Po kwalifikacjach mieliśmy wszyscy kilka godzin przerwy. Ja i Marek poszliśmy na stołówkę.  Z nerwów nie mogłam nic przełknąć, posiłek skończyłam na dwóch kęsach sałatki.

- Edyta, tylko biegniesz. – powiedział zirytowany Marek, który sam był zdenerwowany jak nigdy. – Jedna noga, druga noga. Jakoś będzie.

- Spieprzę to. – stwierdziłam, kiedy wracaliśmy na stadion. – Będę ostatnia.

Marek popchnął mnie do przodu. Chciał, żebym przestała panikować. Podeszłam do linii startowej i zamieniłam kilka słów z Kamilą – była jedyną Polką, która oprócz mnie przeszła kwalifikacje. Po chwili dostałyśmy sygnał i zajęłyśmy swoje miejsca. Cała się trzęsłam. Zerknęłam na Marka, który kiwnął głową i uśmiechnął się jak gdyby nigdy nic. Na początek sprint, dwieście metrów. Wystartowałam jak tylko usłyszałam wystrzał pistoletu startowego. Pędziłam jak szalona nie zważając na resztę dziewczyn. Zacisnęłam pięści i jeszcze bardziej zwiększyłam prędkość. Jedyne o czym teraz myślałam to o tej cholernej, białej linii mety. Nie wiedziałam co z resztą zawodniczek. Biegłam łeb w łeb z jakąś Brazylijką. Obie gnałyśmy ku mecie, a tak krótki dystans wydawał się być maratonem. Widząc biały pasek na bieżni, który był metą praktycznie rzuciłam się na finisz. Zebrałam wszystkie możliwe siły i dobiegłam tam. Tuż za metą przebiegłam jeszcze kilka metrów starając się zatrzymać. Nie miałam pojęcia, które miejsce zajęłam. Oparłam ręce na udach, schyliłam się i głośno oddychałam. Moje nogi pulsowały i drżały. Po chwili wyprostowałam się i wytarłam ręką mokre od potu czoło.

- Edyta, kurwa! – usłyszałam wrzask Marka.

Odwróciłam się w stronę trenera. Za barierkami zauważyłam sportowców, z którymi tu przyjechałam. Machali flagami, cieszyli się i krzyczeli.

- Skopałaś im dupy! – wrzasnął podbiegając do mnie.

Chwycił mnie w pasie, podniósł i mocno przytulił. Przewróciliśmy się i wylądowaliśmy na bieżni. Zaśmiałam się i zaczęłam krzyczeć razem z nimi. Kilka osób wybiegło do mnie i zaczęło składać mi gratulacje. Ktoś zarzucił mi na plecy biało-czerwony materiał, którym staranie się owinęłam. Zerknęłam na tablicę wyników. Byłam o dwie setne szybsza od Brazylijki. Po krótkim szaleństwie i ataku radości podeszłam do każdej dziewczyny. Wymieniłyśmy uściski dłoni, zamieniłyśmy kilka zdań. Kiedy wracałam do Marka podbiegło do mnie kilku dziennikarzy. Kompletnie nie wiedziałam jak się zachować, więc grzecznie odpowiadałam na pytania mając nadzieję, że nie zaliczę jakiejś wpadki. Na samym końcu pojawił się reporter z Polski.

- Witam rodaczkę. – uśmiechnął się i przybliżył mikrofon do mojej twarzy. – Edyta Ruciak-Nowakowska, nasza nowa, polska gwiazda. Gratulacje!

- Jaka gwiazda? – zaśmiałam się. – Dziękuję.

- Wczoraj mało kto wiedział o twoim istnieniu, dzisiaj jesteś mistrzynią. Usłyszy o tobie cały sportowy świat, zdajesz sobie z tego sprawę?

- Sama nie wiem. – odparłam zdezorientowana. – Za dwa dni mam kolejne kwalifikacje i na tym teraz chcę się skupić.

- To co stało się dzisiaj jest niesamowite. Ogromny przełom. Zmierzyłaś się z najlepszymi i wygrałaś. Jak to zrobiłaś?

- Ee… No pobiegłam. – rozbawiona wzruszyłam ramionami.

- Jak zamierzasz uczcić ten sukces? – zapytał. – Masz sporo tytułów juniorskich, osiągnęłaś już naprawdę dużo ale dopiero zaczynasz prawdziwą karierę.

- Spędzę czas z bliskimi. Z przecudownym mężem, bratem, rodzicami. A później wrócę do pracy.

- Jeśli ta praca przynosi takie efekty, to chyba warto? – uśmiechnął się.

- Warto. – przytaknęłam.

- Dziękuję bardzo za rozmowę i jeszcze raz gratuluję.

- Dzięki. – uścisnęłam dłoń mężczyźnie i pobiegłam do Marka.

Znów mnie przytulił, chyba sam nie wierzył w to zwycięstwo. Dwadzieścia minut później miała się odbyć ceremonia wręczenia medali za ten bieg. Trzecie miejsce zajęła Francuzka, a drugie Brazylijka. Moment, kiedy weszłam na podium był niesamowity. Kiedy wręczano kwiaty i medale moim przeciwniczkom uważnie rozejrzałam się po stadionie. Ludzie wiwatowali, krzyczeli, świętowali. To było naprawdę dziwne, przecież nie reprezentowałam Chin a większość kibiców była właśnie z tego kraju. W końcu nadeszła moja kolej. Wymieniłam uścisk dłoni z niskim mężczyzną, dostałam kwiaty a na mojej szyi zawisł złoty medal. Był zaskakująco ciężki. Kiedy facet odszedł usłyszałam Mazura Dąbrowskiego. Nigdy w życiu nie przeżyłam czegoś takiego. Szybko wytarłam łzy i z uśmiechem na twarzy odśpiewałam swój hymn wbijając wzrok w niebo. Potem kilku dziennikarzy zrobiło nam zdjęcie grupowe. Niechętnie zeszłam z podium i podbiegłam do innych sportowców, którzy pogratulowali mi po raz kolejny. Każdy z zaciekawieniem oglądał medal licząc na zdobycie takiego samego. Zdjęłam go z szyi i założyłam medal Markowi.

- To przede wszystkim twój medal. – uśmiechnęłam się. 
_____________________________________________________________________________

A może by tak rzucić to wszystko w cholerę, wyjechać gdzieś i zacząć od nowa? :)

środa, 22 maja 2013

LXVI


Epizod LXV.









Do ośrodka wróciliśmy dopiero wieczorem. Po walce ze złamanym nosem w przychodni pojechaliśmy coś zjeść i dopiero później ruszyliśmy w drogę powrotną. Kiedy zaparkowałam od razu oddałam kluczyki Markowi i ruszyłam na górę. Byłam cholernie zmęczona, mimo, że dzisiaj biegałam tylko rano. Powłócząc nogami szłam na drugie piętro potykając się o kolejne stopnie.

- Gdzieś  ty była? – zapytał ostro Nowakowski, który stał przy drzwiach mojego pokoju.

- Wystarczyło wsunąć papiery rozwodowe pod drzwi. – powiedziałam szukając klucza.

- Nie będzie żadnego rozwodu, jasne? – warknął. - Gdzie byłaś?

- Na randce. – odparłam z ironią w głosie. – Złamałeś mu nos, musiałam zabrać go do szpitala.

Piotrek uśmiechnął się od ucha do ucha, ale zaraz potem spoważniał.

- To na pewno było przez przypadek? – zapytał cicho po chwili, gdy wszedł za mną do pokoju i zamknął drzwi.

- Złamany nos?

- Pocałunek.

- Byłam pijana, nie wiedziałam co robię. – powiedziałam. – Marek nic nie pamięta, nie ma pojęcia za co dziś dostał.

- Nic?

- Nic! Ja ledwo coś pamiętam, oglądaliśmy mecz, wypiliśmy mnóstwo piwa…

- Powiem ci coś, ale słuchaj uważnie, bo nie będę się powtarzał. – powiedział ze stoickim spokojem.

Wbiłam w niego wzrok czekając na jego słowa.

- Jeszcze raz pocałujesz jakiegoś gościa i będzie naprawdę źle. Od tej pory całujesz tylko mnie, dotykasz tylko mnie i patrzysz się tylko na mnie.

- Mam zakaz patrzenia? – zapytałam rozbawiona.

- Edyta.

Machnęłam ręką przepraszająco.

- Co byś zrobiła, gdybym pocałował inną dziewczynę?

- Złamałabym jej nos. – kiwnęłam głową uśmiechając się.

Rozbawiony pokiwał głową z niedowierzaniem.

- Przepraszam. – powiedziałam po chwili. – Nigdy w życiu nie tknę alkoholu…

- I…?

- i żadnego innego faceta. – obiecałam.

- Ale czemu Marek? – jęknął.

Wzdrygnęłam się na samą myśl całowania się z trenerem.

- Więc dla jasności wszystko ci powtórzę, okej? – zapytał przyciskając mnie do ściany.

- Mówiłeś, że nie będziesz się powtarzać. – zwróciłam mu uwagę z uśmiechem na twarzy.

Piotrek zrobił taką minę, jak gdyby chciał mnie udusić. Jest dobrze.

- Wiem. Przerywam ci i jestem denerwująca. – wyszczerzyłam się.

- I tak cię kocham. – stwierdził jeszcze mocniej przyciskając mnie do ściany za mną.

Oplotłam swoje ręce wokół jego szyi i mocno go pocałowałam. Mam najlepszego faceta na świecie, którego cholernie nie doceniałam.

- Pamiętaj. – powiedział odrywając się ode mnie. – Jeszcze raz poc…

Znów go pocałowałam nie dając mu dokończyć zdania. Wplótł rękę w moje włosy i naparł na mnie. Chwyciłam jego koszulkę i zaczęłam ją niezdarnie z niego ściągać. Byłam prawie naga kiedy do pokoju wparowali siatkarze.

- Co wy… - Piotrek zasłonił mnie i zdezorientowany wbił wzrok w sportowców.

- Już się pogodzili. – wrzasnął Ignaczak wychylając się na korytarz.

Po chwili w pomieszczeniu było jeszcze więcej siatkarzy.

- Wypad stąd. – zdenerwowany Piotrek ruszył w ich stronę, ale przyciągnęłam go z powrotem do siebie.

Miałam na sobie tylko spodnie i buty, nie chciałam, żeby zobaczyli to czego zobaczyć nie powinni.

- Krzysiek, wyjdź albo zrobię ci krzywdę. – zaśmiałam się przytulając się do pleców Nowakowskiego.

- Czekam. – zadowolony libero rozłożył ramiona.

Szybkim ruchem zdjęłam jeden but i rzuciłam w siatkarza.

- Tylko tego tu brakowało. – mruknęłam widząc Pawła Zagumnego wchodzącego do pokoju.

- Piotrek, przecież to jeszcze dziecko jest. – jęknął rozgrywający.

- Czy wy w ogóle nie czujecie żadnej krępacji, zakłopotania czy coś? – zapytałam zirytowana.

- Ja mam się krępować? – Zbyszek się roześmiał. – To ty stoisz nago.

Wkurzona odwróciłam się do nich tyłem, szybko założyłam swój T-shirt leżący na podłodze i ruszyłam w stronę siatkarzy. Pospiesznie ruszyli w kierunku wyjścia miażdżąc się przy drzwiach. Bartman zaczął uciekać, ale biegał tuż za nim.

- Goni mnie napalone dziecko! – wrzeszczał zbiegając po schodach.

Mijający nas sportowcy i trenerzy przystanęli i obserwowali pościg. Dorwałam go dopiero po kilku minutach niezłego sprintu. Wskoczyłam na jego plecy i zaczęłam go dusić oplatając swoje ramiona wokół jego szyi.

- Wolę być napalonym dzieciakiem niż starym impotentem. – stwierdziłam.

- Zbychu impotent! – wrzasnął rozbawiony Kubiak. – Ochrzcijmy go tak.

- Spodziewałbym się wszystkiego… - stęknął i wziął kilka głębszych oddechów. – Ale impotent? Ja?

- Impotent. – powiedział Zagumny. – Pasuje.

- Impotent! – krzyknął wesoło Ignaczak, a wściekły Bartman zmierzył wzrokiem wszystkich siatkarzy.

- Trzeba było zostać jakimś informatykiem albo mechanikiem… - westchnął Nowakowski łapiąc mnie za rękę.

- Kochanie, wtedy nie spotkałbyś mnie! – powiedział Ignaczak.

- I to by była nagroda za te wszystkie męki w Spale. – stwierdził szczerząc się.

- To w pokoju nie wyglądało mi na mękę. – odparł zadowolony.

- Panowie! – Andrea pojawił się na korytarzu. – Czekam na was od dziesięciu minut!

- Trening? – ja i Piotrek jęknęliśmy niemalże równocześnie.

Niezadowolony Nowakowski ruszył za siatkarzami powłócząc nogami. Ja wróciłam do pokoju, zdjęłam łańcuszek i założyłam pierścionki. 

_____________________________________________________________________________

Kto wygra w sobotę? Borussia czy Bayern? Ja już obstawiłam wynik. :)

wtorek, 21 maja 2013

LXV


Epizod LXIV.






- Całowałaś się z Markiem?! – Piotrek odsunął mnie od siebie i zerknął na mnie zaniepokojony.

Cholera, nie miałam zamiaru mu o tym wspominać.

- Te trzy miesiące beze mnie były ci na rękę, co? – zapytał ostro.

- Piotrek, to były trzy najgorsze miesiące  w moim życiu. – jęknęłam.

- Nie wydaje mi się. – odparł. – Myślałem, że… W sumie…

- To nie tak jak myślisz, Piotrek, ja…

- Ja wszystko wiem, spokojnie. – uśmiechnął się krzywo.    

- Piotrek, byliśmy pijani, prawie nic nie pamiętam…

Nowakowski kiwnął z niedowierzaniem głową, odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę auta.

- Błagam cię, to nic nie znaczyło, musisz… - zaczęłam próbując zagrodzić mu drogę.

- Nic nie muszę. – warknął. – Idź biegać. Nie mogę się skupić, kiedy stoisz nade mną i bełkoczesz coś pod nosem. Nie poprawisz swoich wyników, jeśli nie będziesz trenować. Przeszkadzasz mi, więc  z łaski swojej zamknij się i daj mi przejść.

- Piotrek… - po  moich policzkach znów  zaczęły spływać łzy.

Wściekły siatkarz minął mnie, wsiadł do swojego auta, odpalił silnik i ruszył. Bezradna zaczęłam biec za samochodem. Piotrek zwiększał prędkość, ja też. Po chwili jednak zniknął za zakrętem a ja, bądź co bądź, nie miałam szans z dobrym autem. Wściekła kopnęłam kosz na śmieci i wytarłam łzy z twarzy. Pobiegłam od razu do ośrodka – po drodze zastanawiałam się jak mogę odkręcić to wszystko. Po kilku minutach porządnego sprintu byłam na miejscu.

- Pani Edyto, coś się stało? – Staszek przyjrzał mi się uważnie.

Z pewnością zauważył spuchniętą od płaczu twarz i zaczerwienione oczy.

- Nie. – odparłam szybko i pognałam do góry.

- Co z moją kawą? – na schodach mijał mnie Zagumny.

- Mam w dupie twoją kawę. – warknęłam i pobiegłam dalej.

- Mamy umowę! – krzyknął rozbawiony.

Zatrzymałam się dopiero na korytarzu na czwartym piętrze. I Piotrek i Marek tutaj mieszkali. Zastanawiałam się co robić kiedy ze swojego pokoju wyszedł mój trener. Podszedł do mnie i zaczął mi o czymś opowiadać. Zupełnie go nie słuchałam, kiwałam głową  udając, że wiem o czym on mówi. Po kilku minutach Nowakowski pojawił się na korytarzu. Zerknął na Marka i ruszył w naszym kierunku. Miałam ochotę stamtąd uciec. Piotr bez zastanowienia uderzył mojego trenera prosto w twarz. Marek upadł na podłogę, z jego nosa trysnęła krew. Nowakowski jak gdyby nigdy nic minął go i ruszył dalej. Mój trener wrzeszczał próbując zatamować krwotok, zaciekawieni sportowcy powychodzili ze swoich pokoi.

- Pomóż mi. – jęknął próbując wstać.

Podałam mu dłoń i z trudem pociągnęłam go ku górze. Weszłam do jego pokoju, wyjęłam apteczkę i zajęłam się zmasakrowanym nosem.

- Jest złamany. – powiedziałam delikatnie dotykając jego nos.

- Kurwa. – jęknął odsuwając twarz. – Co go napadło?!

- Sam sobie to opatrz. – warknęłam rzucając  w niego workiem lodu.

- Czekaj. – krzyknął biegnąc za mną. – Zawieź mnie do przychodni.

Wzięłam klucze do samochodu Marka i zeszłam na dół. Mój trener szedł tuż za mną cały czas trzymając lód przy twarzy. Minęłam zdziwionych sportowców, w tym rechoczącego Jarosza i pognałam na parking. Wsiadłam do czarnego Audi Marka i włożyłam kluczyk w stacyjce. Marek szybko zajął miejsce pasażera.

- Zapaskudziłeś mi tapicerkę! – krzyknęłam widząc ślady krwi na siedzeniu.

- Mi? – zapytał rozbawiony.

Pokiwałam głową i wyjechałam z parkingu. Po kilkudziesięciu minutach udało mi się dojechać do jakiejś przychodni, w której zajęli się Markiem. Czekałam na korytarzu bite dwie godziny. Kręciłam się od drzwi do drzwi nie wiedząc co ze sobą zrobić. Kiedy w końcu zajęłam miejsce na poczekalni tuż obok mnie usiadła jakaś kobieta. Zerkała na swoją córkę, która bawiła się klockami kilka metrów dalej. Zauważyłam, że cały czas wyciera łzy. Podałam jej chusteczkę.

- Będzie dobrze. – powiedziałam po chwili.

- Nie będzie. – kiwnęła głową. – Nie przeżyje bez operacji. Ale samej operacji też prawdopodobnie nie przeżyje. Co ja mam robić?
Zerknęłam na dziewczynkę. Miała zaledwie kilka lat.

- Gdyby chodziło o mnie, wolałabym operację. – wzruszyłam ramionami. – To już by była jakaś walka.

- Co tu robisz? – zapytała.

- Czekam na trenera. Złamał dzisiaj nos.

Kobieta prychnęła i wbiła wzrok w swoje dziecko.

- Co ty możesz wiedzieć… - uśmiechnęła się krzywo.

- Coś tam mogę. – odparłam podając jej kolejną chusteczkę. – Mając osiemnaście lat zostałam wielokrotnie zgwałcona. Byłam przetrzymywana i jako jedyna uciekłam. Kilka lat depresji i wszystko się w miarę ułożyło. Treningi przynosiły efekty, poznałam cudownego faceta. Zaręczyliśmy się, wzięliśmy ślub…

Kobieta była wyraźnie zaskoczona moimi słowami.

- Było cudownie i nagle znikąd przyszła choroba. Wykryto u mnie nowotwór. Szybko poddałam się operacji, ale nie mogli mnie wybudzić. Przez dwa miesiące leżałam w szpitalu nie dając oznak życia, lekarze nie dawali mi żadnych szans. Ocknęłam się i zaczęłam od nowa. Nawet nie wiesz jak bardzo musiałam się namęczyć, żeby wrócić do dawnych wyników. A teraz mój trener jest w szpitalu, a mąż pewnie teraz wnosi o pozew rozwodowy. Znowu zostanę z niczym. – zerknęłam w stronę córki tej kobiety. – Trochę jej zazdroszczę.

- Czego można jej zazdrościć?

- To dziecko, dopiero startuje w życiu. Może wszystko. Tylko musisz o nią walczyć, pamiętaj.

- Czemu chce się rozwodzić? – zapytała.

- Ma mnie dość. – uśmiechnęłam się krzywo. – I wcale mnie to nie dziwi.

Po długim czekaniu na korytarzu wreszcie pojawił się Marek. Chciałam już wracać, ale mój trener musiał załatwić jeszcze papierkową robotę. Nie był zarejestrowany w tej przychodni, więc musiał zakładać pełno nowych kart.

- Los cię nie oszczędzał, to jest fakt. – stwierdziła po chwili uśmiechając się krzywo.

- Przywykłam. – wzruszyłam ramionami. – Są ludzie, którzy maja gorzej.

- Nie daj mu odejść. Możesz wszystko.   Tylko musisz o niego walczyć, pamiętaj. – uśmiechnęła się.

- Obawiam się, że jest już za późno. – skrzywiłam się.

- Nigdy nie jest za późno. – stwierdziła i weszła do gabinetu lekarskiego ze swoją córką.

_____________________________________________________________________________

Robiłam dziś olbrzymie porządki i znalazłam na dnie szafy płytę. Heroes of Might and Magic III! Napieprzam już trzecią godzinę i nie mogę się oderwać, magia. :>

poniedziałek, 20 maja 2013

LXIV


Epizod LXIII.







Biegłam najszybciej jak mogłam w stronę kawiarni. Chciałam zdążyć przed upływem czasu, co i tak było niemożliwe. Gnałam jak szalona. Kiedy przebiegałam obok parku coś mnie podkusiło, żeby tam wbiec. Wybrałam najbliższą ścieżkę i zauważyłam grupę osób wskazujących jedno z drzew. Odwróciłam się i zobaczyłam olbrzymi dąb. Z każdej gałęzi zwisało mnóstwo, żółtych, biurowych karteczek. Podeszłam do pnia rośliny i zerknęłam w górę.

- Piotrek? – zapytałam zdezorientowana widząc siatkarza uwieszonego na gałęzi.

- Idealnie na czas. – powiedział wesoło. - Wskakuj.

- Żartujesz sobie? Nie wejdę tam.

- Dalej, cieniasie. – krzyknął.

Wkurzona wbiłam paznokcie w korę drzewa i zaczęłam się wspinać. Uwiesiłam się na olbrzymiej gałęzi i usiadłam na niej.

- Dam sobie radę. – stwierdziłam, kiedy Nowakowski złapał mnie za rękę.

Rozejrzałam się po rozłożystej koronie drzewa – na każdej gałęzi było mnóstwo karteczek. 

Rozwieszenie tego musiało mu zająć sporo czasu.

- Co to jest? – zapytałam rozbawiona chwytając jedną kartkę.

- Czytaj. – machnął ręką.

- „Lubię spać.” – przeczytałam na głos.

Zerknęłam zdziwiona na Piotra.

- „Jestem uparta jak osioł.” – chwyciłam kolejną kartkę.

- Obiecałem, że wszystko ci przypomnę. – wyszczerzył się. – Masz tu prawie wszystko, co o tobie wiem.

- Prawie? – zapytałam niepewnie.

- Wszystko co pamiętam. – wyjaśnił.

- „Mam okropne pismo.” – przeczytałam. – Ej, piszę normalnie!

- Nie umiesz pisać. – zaśmiał się.

- „Śpiewam pod prysznicem.” – zaczerwieniłam się czytając te słowa.

Myślałam, że mnie nie słychać.

- „Panicznie boję się motyli.” – chwyciłam kolejną kartkę.

Miał rację. Strasznie mnie brzydziły te zwierzęta. Sama nie wiem dlaczego, od zawsze się ich bałam.

- „Mam niesamowite oczy.” – znów się zaczerwieniłam. – Nie, ja nie będę tego czytać.

- Ja ci poczytam. – uśmiechnął się i zerwał kilka kartek. – „Jestem nieśmiała. Nie słodzę. Uwielbiam czytać książki. Nie lubię jagód. Jestem nerwowa. Mam słabość do swojego trenera. Nie lubię pracy w grupie. Boję się starości.”

- Piotrek, przestań. – zaśmiałam się.

- „Zawsze wszystkim przerywam.” – wyszczerzył się. – „Kocham biegać. Jestem pedantką.”

- Nie jestem pedantką! – krzyknęłam.

- Jesteś jeszcze gorsza niż ja, pięciu minut z Kurkiem byś nie wytrzymała. – odparł rozbawiony.

- „Mam zawsze lodowate dłonie. Rzeczy niemożliwe załatwiam od ręki. Jestem szczera do bólu.”

- Skończ, proszę. – powiedziałam wyrywając mu kartki. – Głupio mi.

- To mi powinno być głupio, nie tobie. – stwierdził. – Jak mogłem pozwolić ci odejść?

- Nie miałeś nic do gadania. – uśmiechnęłam się krzywo.

- Miałem. Powinienem wyrzucić te wszystkie rzeczy z walizek, zamknąć drzwi…

- Zamknąłbyś mnie tam? – zaśmiałam się. – To jest karalne. Ciągnie cię do policji?

- Jeśli będzie taka potrzeba, to mogę siedzieć. Zrobię wszystko, żeby było jak kiedyś.

- Na początku pomóż mi to zebrać, wariacie. – westchnęłam i zaczęłam zrywać wszystkie kartki.

Z trudem utrzymywaliśmy równowagę – cały czas się bałam, że spadnę i się połamię. Po kilkudziesięciu minutach zeskoczyłam z drzewa i czekałam  na Piotra, który wciąż był na drzewie. Odwróciłam się i zerknęłam w stronę kawiarni – całkiem zapomniałam o kawie. Nagle usłyszałam jednak trzask i krzyk Nowakowskiego. Leżał na ziemi, tuż pod pniem i skręcał się z bólu.

- Piotrek! – krzyknęłam i podbiegłam do niego.

Leżał na brzuchu  trzymał się za plecy, byłam tak przerażona, że nie wiedziałam co robić. Uklękłam przy nim chcąc zobaczyć, czy przypadkiem nie krwawi.

- Nie ruszaj się, zaraz zadzwonię po pogotowie. – powiedziałam przeszukując kieszenie w poszukiwaniu telefonu.

Już miałam dzwonić, kiedy Piotrek nie wytrzymał i zaczął się głośno śmiać. Przewrócił się na plecy, nie mógł się opanować.

- Jesteś niemożliwy. – stwierdziłam wkurzona.

Chwyciłam trawę, urwałam kępkę i rzuciłam ją w twarz Piotra.

- Gdybyś widziała swoją minę. – zachichotał strzepując trawę.

- Spadaj. – szturchnęłam go zdenerwowana.

Wstałam i jak gdyby nigdy nic kontynuowałam bieganie. Nie zdążyłam wybiec z parku kiedy dogonił mnie Piotrek. Chwycił moje ramię, obrócił mnie i bez ostrzeżenia wbił swoje usta w moje. Tak bardzo się za nim stęskniłam… Nie potrafiłam tego przerwać.

- Myślisz, że jak zawiesisz na drzewie kilka kartek i mnie pocałujesz to załatwi całą sprawę?

- Tak właśnie myślę. – wyszczerzył się i znów mnie pocałował.

Cholera. Chciałam go odepchnąć, nakrzyczeć na niego… ale chciałam też go przytulić i pocałować. Co ten człowiek ze mną robił? To nie jest normalne.

- Zakładaj je.  – powiedział pociągając delikatnie łańcuszek z pierścionkami. – Teraz.

- Innym razem. – uśmiechnęłam się.

- Edyta, nie denerwuj mnie. – wyszczerzył się przyciągając mnie do siebie.

- Lubię cię denerwować.

- Wiem o tobie więcej niż ktokolwiek inny. – stwierdził.

- Wiesz wszystko. – kiwnęłam głową zgadzając się.

- No… - zachęcił mnie ściskając moją dłoń.  – Ty płaczesz?

- Nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś takiego. – powiedziałam próbując się opanować.

Byłam zła na siebie, ostatnio mój nastrój zmieniał się tak szybko jak u kobiety w ciąży. Nowakowski mocno mnie przytulił, tym razem nie protestowałam. Już nie będę. Nigdy więcej. Niech robi co chce, wszystko jest warte tego uścisku.

- Nigdy więcej cię nie okłamię, obiecuję.

- Nigdy więcej nie pocałuję Marka, obiecuję. – powiedziałam.

- Nigdy więcej co?

____________________________________________________________________________

Jak minął Wam poniedziałek? :) Czy tylko ja odliczam dni do Ligi Światowej? Nie mogę się doczekać! :>