Epizod LXVI.
W kwietniu, miesiąc po
przyjeździe dowiedziałam się, że jadę na Mistrzostwa Świata w lekkoatletyce
2015. Jadę do Pekinu! Szalałam z radości razem z Michaliną, dziewczyną ze
Spały, która również jechała ze mną do stolicy Chin. Ja trenowałam biegi, ona
skok o tyczce. Mieszkała w pokoju obok od marca, często się widziałyśmy i
naprawdę się polubiłyśmy. Kiedy tylko dostałyśmy cudowne wieści postanowiłyśmy
to opić. Wymknęłyśmy się wieczorem z ośrodka i szalałyśmy całą noc. Żałowałyśmy
tego następnego dnia, ale później stwierdziłyśmy, że przynajmniej będziemy
miały co wspominać. Z Piotrem układało nam się coraz lepiej. Miałam ogromne
wyrzuty sumienia za tę akcję z Markiem. Nie zasługiwałam na niego, ale od tej
pory robiłam wszystko, żeby czuł się maksymalnie doceniony. Kiedy ja szykowałam
się na Pekin, zniecierpliwieni siatkarze
czekali na Mistrzostwa Europy, które miały się odbyć w podobnym czasie. Byłam
niesamowicie podekscytowana. To była pierwsza tak ważna, międzynarodowa impreza
sportowa. Reprezentowałam Polskę z ludźmi, których podziwiałam od zawsze.
Tomasz Majewski, Anita Włodarczyk, Monika Pyrek i między nimi ja? Szok. W
połowie lipca Piotr z resztą siatkarzy wyjechali na mistrzostwa. Ja wyleciałam
do Pekinu kilkanaście dni później. O wynikach Piotra dowiadywałam się tylko
przez telefon i Internet. W Chinach było niesamowicie. Wszystko było zupełnie
inne niż w Polsce. Razem z Markiem w pierwszy dzień wykupiliśmy połowę słodyczy
ze sklepu znajdującego się obok naszego hotelu – mieli tysiąc przeróżnych
łakoci, których w naszym kraju nie było i prawdopodobnie nie będzie. Nie mogłam
się doczekać, kiedy wrócę do Spały i rozdam to wszystko siatkarzom –
pozbijaliby się za dobrego batona czy paczkę cukierków. Niepokoiły mnie
wiadomości z mistrzostw siatkarzy. Przegrali każdy możliwy mecz – został im
tylko jutrzejszy. Jeśli i ten okaże się klęską panowie wrócą do domu bez
wyjścia z grupy. Robiłam co mogłam, ale przez telefon nie wiele da się
zdziałać. W tym cholernym kraju nie można było nawet złapać dobrej transmisji.
Słuchałam relacji rodziców, którzy krzyczeli jak opętani do słuchawki. Kiedy tylko
ostatni mecz się skończył wysłałam Piotrowi wiadomość. Tak bardzo się
cieszyłam, że wygrali to spotkanie. Razem z Markiem wrzeszczeliśmy z radości,
mimo, że on nie był wielkim kibicem siatkówki. W końcu nadszedł dzień otwarcia
mistrzostw. Stałam tam jak zaczarowana razem z innymi sportowcami – wszyscy
byli niesamowicie mili i skromni, większość znała się od dawna, ale ja akurat
byłam nowa. Przywitali mnie jak swoją życząc dużych sukcesów. Kibicowaliśmy
sobie na przemian – to było niesamowite. Kiedy Majewski walczył o medal nie
było osoby z naszej reprezentacji, która by mu nie kibicowała. I tak było z
każdym. Nie ważne, czy była to Anita Włodarczyk czy początkujący sportowcy.
Niesamowicie zżyłam się z tymi ludźmi. Cztery dni po rozpoczęci mistrzostw
nadszedł czas na mój występ. Na samą myśl zbierało mi się na wymioty, a narządy
wewnętrzne zmieniały swoje miejsce. Marek cały czas mnie uspokajał, ale kiedy
zobaczyłam te dziewczyny… Cholera. Śmigały po bieżni jak gdyby miały w tyłkach
silniki z Lamborghini.
- Nie spiesz się na
kwalifikacjach. Czwarte miejsce byłoby najlepsze. – powiedział pewnie Marek i
zaczął omawiać swoją kolejną strategię.
Nie spiesz się? Nie ma
sprawy, pokonam dystans truchtem. To
potrafię. Kilkanaście minut przed startem zrzuciłam biało-czerwony dres. Pod
spodem miałam strój lekkoatletyczny – biały, krótki top i czerwone, obcisłe
spodenki. Cała się trzęsłam, ale to ze strachu, nie z zimna.
- Opamiętaj się, dziewczyno.
– krzyknął Marek widząc, że ledwo kontaktuję. – To jak trening w Spale. Tylko
biegasz.
Kiwnęłam głową i po kilku
minutach stanęłam na starcie. Panicznie bałam się dyskwalifikacji, ale też
tego, że wystartuję za późno. Ruszyłam równo z wystrzałem pistoletu startowego.
Moje przeciwniczki były niesamowicie szybkie, ale nie odstawałam od nich. Udało
mi się zająć czwarte miejsce, Marek był zadowolony. Chyba każda z tych
dziewczyn miała jakąś taktykę. Wszystkie wydawały mi się podejrzane. Po
kwalifikacjach mieliśmy wszyscy kilka godzin przerwy. Ja i Marek poszliśmy na
stołówkę. Z nerwów nie mogłam nic
przełknąć, posiłek skończyłam na dwóch kęsach sałatki.
- Edyta, tylko biegniesz. –
powiedział zirytowany Marek, który sam był zdenerwowany jak nigdy. – Jedna
noga, druga noga. Jakoś będzie.
- Spieprzę to. –
stwierdziłam, kiedy wracaliśmy na stadion. – Będę ostatnia.
Marek popchnął mnie do
przodu. Chciał, żebym przestała panikować. Podeszłam do linii startowej i
zamieniłam kilka słów z Kamilą – była jedyną Polką, która oprócz mnie przeszła
kwalifikacje. Po chwili dostałyśmy sygnał i zajęłyśmy swoje miejsca. Cała się
trzęsłam. Zerknęłam na Marka, który kiwnął głową i uśmiechnął się jak gdyby
nigdy nic. Na początek sprint, dwieście metrów. Wystartowałam jak tylko
usłyszałam wystrzał pistoletu startowego. Pędziłam jak szalona nie zważając na
resztę dziewczyn. Zacisnęłam pięści i jeszcze bardziej zwiększyłam prędkość.
Jedyne o czym teraz myślałam to o tej cholernej, białej linii mety. Nie
wiedziałam co z resztą zawodniczek. Biegłam łeb w łeb z jakąś Brazylijką. Obie
gnałyśmy ku mecie, a tak krótki dystans wydawał się być maratonem. Widząc biały
pasek na bieżni, który był metą praktycznie rzuciłam się na finisz. Zebrałam
wszystkie możliwe siły i dobiegłam tam. Tuż za metą przebiegłam jeszcze kilka
metrów starając się zatrzymać. Nie miałam pojęcia, które miejsce zajęłam.
Oparłam ręce na udach, schyliłam się i głośno oddychałam. Moje nogi pulsowały i
drżały. Po chwili wyprostowałam się i wytarłam ręką mokre od potu czoło.
- Edyta, kurwa! – usłyszałam
wrzask Marka.
Odwróciłam się w stronę
trenera. Za barierkami zauważyłam sportowców, z którymi tu przyjechałam.
Machali flagami, cieszyli się i krzyczeli.
- Skopałaś im dupy! –
wrzasnął podbiegając do mnie.
Chwycił mnie w pasie,
podniósł i mocno przytulił. Przewróciliśmy się i wylądowaliśmy na bieżni.
Zaśmiałam się i zaczęłam krzyczeć razem z nimi. Kilka osób wybiegło do mnie i
zaczęło składać mi gratulacje. Ktoś zarzucił mi na plecy biało-czerwony
materiał, którym staranie się owinęłam. Zerknęłam na tablicę wyników. Byłam o
dwie setne szybsza od Brazylijki. Po krótkim szaleństwie i ataku radości podeszłam
do każdej dziewczyny. Wymieniłyśmy uściski dłoni, zamieniłyśmy kilka zdań.
Kiedy wracałam do Marka podbiegło do mnie kilku dziennikarzy. Kompletnie nie
wiedziałam jak się zachować, więc grzecznie odpowiadałam na pytania mając
nadzieję, że nie zaliczę jakiejś wpadki. Na samym końcu pojawił się reporter z
Polski.
- Witam rodaczkę. –
uśmiechnął się i przybliżył mikrofon do mojej twarzy. – Edyta
Ruciak-Nowakowska, nasza nowa, polska gwiazda. Gratulacje!
- Jaka gwiazda? – zaśmiałam
się. – Dziękuję.
- Wczoraj mało kto wiedział
o twoim istnieniu, dzisiaj jesteś mistrzynią. Usłyszy o tobie cały sportowy
świat, zdajesz sobie z tego sprawę?
- Sama nie wiem. – odparłam
zdezorientowana. – Za dwa dni mam kolejne kwalifikacje i na tym teraz chcę się
skupić.
- To co stało się dzisiaj
jest niesamowite. Ogromny przełom. Zmierzyłaś się z najlepszymi i wygrałaś. Jak
to zrobiłaś?
- Ee… No pobiegłam. –
rozbawiona wzruszyłam ramionami.
- Jak zamierzasz uczcić ten
sukces? – zapytał. – Masz sporo tytułów juniorskich, osiągnęłaś już naprawdę dużo
ale dopiero zaczynasz prawdziwą karierę.
- Spędzę czas z bliskimi. Z
przecudownym mężem, bratem, rodzicami. A później wrócę do pracy.
- Jeśli ta praca przynosi
takie efekty, to chyba warto? – uśmiechnął się.
- Warto. – przytaknęłam.
- Dziękuję bardzo za rozmowę
i jeszcze raz gratuluję.
- Dzięki. – uścisnęłam dłoń
mężczyźnie i pobiegłam do Marka.
Znów mnie przytulił, chyba
sam nie wierzył w to zwycięstwo. Dwadzieścia minut później miała się odbyć
ceremonia wręczenia medali za ten bieg. Trzecie miejsce zajęła Francuzka, a
drugie Brazylijka. Moment, kiedy weszłam na podium był niesamowity. Kiedy
wręczano kwiaty i medale moim przeciwniczkom uważnie rozejrzałam się po
stadionie. Ludzie wiwatowali, krzyczeli, świętowali. To było naprawdę dziwne,
przecież nie reprezentowałam Chin a większość kibiców była właśnie z tego
kraju. W końcu nadeszła moja kolej. Wymieniłam uścisk dłoni z niskim mężczyzną,
dostałam kwiaty a na mojej szyi zawisł złoty medal. Był zaskakująco ciężki. Kiedy
facet odszedł usłyszałam Mazura Dąbrowskiego. Nigdy w życiu nie przeżyłam
czegoś takiego. Szybko wytarłam łzy i z uśmiechem na twarzy odśpiewałam swój
hymn wbijając wzrok w niebo. Potem kilku dziennikarzy zrobiło nam zdjęcie
grupowe. Niechętnie zeszłam z podium i podbiegłam do innych sportowców, którzy
pogratulowali mi po raz kolejny. Każdy z zaciekawieniem oglądał medal licząc na
zdobycie takiego samego. Zdjęłam go z szyi i założyłam medal Markowi.
- To przede wszystkim twój
medal. – uśmiechnęłam się.
_____________________________________________________________________________
A może by tak rzucić to wszystko w cholerę, wyjechać gdzieś i zacząć od nowa? :)
Pierwsza? :D
OdpowiedzUsuńMedal! Złoty!!! A jednak zaczyna układać się Edycie :)
Chciało by się zacząć tak jak piszesz od nowa, ale nie da się od tak :)
Pierwsza! :)
UsuńWiem, że nie komentuje ostatnimi czasy, z tego powodu jest mi bardzo wstyd :| Ale śledzę historię! :)
Usuń:>
Usuńcudne :) Edyta jest niesamowita, ciekawe jak na to zareagują siatkarze :) już nie mogę się doczekać następnego rozdziału
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :) Czekam na rekację siatkarzy, a w szczególności Piotra :D
OdpowiedzUsuńMożesz wyjeżdżać, tylko najpierw opowiadanie dokończ :D I potem możesz zaczynać wszystko od nowa.
Pozdrawiam, no_princess ;D
Dziękuję. ;>
UsuńCzasem mam ochotę wyjechać od razu, nie mówiąc o tym nikomu.
Pozdrawiam. ;)
Też tak czasem mam. Ale wtedy zamykam się w pokoju, zakładam słuchawki i wsłuchuję się w dźwięki moich ulubionych artystów. I przechodzi mi :D
UsuńA ja słucham dzisiaj cały dzień i nic. :c
UsuńI znów mnie zaskakujesz :) Takiego rozdziału się w życiu nie spodziewałam! :)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz ile razy w ciągu jednego dnia taka myśl przelatuje mi przez głowę ;) Ale nie potrafię podjąć tej decyzji... To chyba strach przed porażką... Przed tym, że mogłoby się nie udać...
Pozdrawiam, Ania.
Mi ostatnio coraz częściej, niestety.
UsuńPozdrawiam. ;)
jak zwykle świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńDziękuję. :>
UsuńRany... Ten rozdział jest chyba najlepszy ze wszystkich :)
OdpowiedzUsuńWspaniałe emocje podczas czytania :)
Czekam na kolejny rozdział ;*
PS.Tylko w żadnym wypadku nie rzucaj pisania tego bloga !!
Dziękuję. ;>
UsuńJak rzucić, to wszystko od razu, bez wyjątków.
Aż mi się łezka w oku zakręciła :) uf, cieszę się, że jednak nie zaszła w ciążę z Markiem, uf, uf.
OdpowiedzUsuńco do pytania, to sama często je sobie zadaję ;)
(:
OdpowiedzUsuń:)
Usuń(:
Usuń(:
Usuń(:
Usuń:)
Usuń(:
Usuń(:
Usuń(:
Usuń:)
UsuńJak u nich szybko czas leci :-D Już bym chciała 2015 rok i moją osiemnastke :-D Żartuje 16 mi sie podoba :-D
OdpowiedzUsuńRozdział niesamowity ale to zawsze czytasz :-D
Rzucić i wyjechać? Bardzo chętnie np. na Hawaje albo Malediwy :-D Mogą być Alpy bo kocham śnieg :-D Ooooo idealne miejsce Predazzo :-D Tam gdzie Małysz i Stoch zdobyli MŚ :-D To miejsce dla mnie :-D
Pozdrawiam J.
Dziękuję. ;>
UsuńA ja najchętniej spędziłabym miesiąc na bezludnej wyspie. Tylko ja i stos książek. ;)
Chętnie! :)
OdpowiedzUsuńRewelacja, bardzo pozytywny odcinek. Niepokoją mnie tylko siatkarze, oby to się nie sprawdziło :) Marek mistrz! Edyta w sumie też wraca do łask :D:D
"Cholera. Śmigały po bieżni jak gdyby miały w tyłkach silniki z Lamborghini."
p
G
Uhuhuhuhu, złoty!!! :D Rozdział - świetny! :>
OdpowiedzUsuńNo nie wiem czy warto byłoby zostawiać tyle wspaniałych osób z mojego otoczenia... :) A Ty, Vesper, chciałabyś? ;)
Pozdrawiam. ;>
Dziękuję. ;>
UsuńOstatnio marzę o odizolowaniu się, przydałaby mi się jakaś bezludna wyspa. ;)
Pozdrawiam.
Czasami każdy chce od czegoś odpocząć. Może warto pomyśleć o jakimś małym wyjeździe.? ;)
UsuńNawet nie wiesz jak bardzo bym chciała... ;)
UsuńZawsze można spróbować się gdzieś wyrwać, choćby na weekend. Takie wypady są do zrealizowania!:)
UsuńKusisz, kusisz... :>
UsuńChyba nawet wiem gdzie mogłabym uciec na kilka dni... ;)
Kurde aż się popłakałam :D Wiele razy chciałam uciec i wszystko rzucić w cholerę ale potem zastanawiałam się co z moją rodziną, przyjaciółmi i mówiłam sobie "jakoś to będzie" . A tak poza tym to świetny rozdział. Nie spodziewałam się wg MŚ. A jak Marek krzyknął "Edyta, kurwa!" to myślę pewnie jej się nie udało a tu taka niespodzianka :DDD
OdpowiedzUsuńDziękuję. ;>
UsuńNie płacz. ;)
super :)
OdpowiedzUsuńja kiedy mam ochote rzucic wszystko w cholere jade do miejsca ktore lubie a nawet potrzebuje tam jezdzic to takie moje miejsce, moi ludzie. To naprawde uspokaja i pozwala spojrzec na swiat z dystansem, wiec rzucaj, alee dodawaj nam rozdzialy ;)
Dziękuję. ;>
UsuńTeż muszę znaleźć takie miejsce. ;)
Edycia mistrzynią!!! Super. Zapewnie będzie chucznie świętować złoty medal. :)
OdpowiedzUsuńTyle razy zadawałam sobie to pytanie, ale co bym z tego miała. Kiedy mam wszystkiego dość to biore rower i jade przed siebie tak na kilka godzina.
http://ignasiawresovii.blogspot.com/
Ja dołożę sobie chyba trochę kilometrów do wieczornego joggingu. ;)
Usuńsuper rozdział :D
OdpowiedzUsuńDziękuję. ;>
UsuńWidzę, że Edyta osiąga te wymarzone sukcesy, oby Piotrek dorzucił złoto, to będzie "złote małżeństwo". :DD
OdpowiedzUsuńRozdział fantastyczny, mam nadzieję, że sukcesów będzie ciąg dalszy, ale szkoda, że do końca opowieści jest bliżej niż dalej. ;(
Też czasem mam ochotę wszystko rzucić, szczególnie, gdy mam zaległości z powodu choroby i trzeba je nadrobić i wtedy, gdy wszyscy sprzysiężą się przeciwko tobie i w jednym tygodniu są 2 sprawdziany i drugie tyle kartkówek. Ale szybko wracam do rzeczywistości i walczę. ;)
Powodzenia z nadrabianiem zaległości. Walcz! :)
UsuńPozdrawiam. ;>
gratuluję Edycie zwycięstwa, a Tobie kolejnego świetnego rozdziału :>
OdpowiedzUsuńMożesz wejść na pocztę?;)
Pozdrawiam, Patrycja ;>
Dziękuję. ;>
UsuńJuż wchodzę, pozdrawiam. ;)
Złoto? Tego się chyba nikt nie spodziewał! Fajnie, że osiągnęła taki znaczący sukces! Rodzice i Piotrek muszą być z niej dumni :)
OdpowiedzUsuńWeź mnie ze sobą. Na ogół nie jestem konfliktowa, tylko lubię dużo gadać, przeżyjesz? :D
Pewnie, że przeżyję. ;> Ja też podobno lubię dużo gadać. :)
Usuńto się zgramy! :D Daj znać kiedy i uciekam z Tobą :P
UsuńGdzie uciekamy? :> Jakieś propozycje?
UsuńMoim marzeniem jest stanąć na Preikestolen ;)
UsuńAle w sumie nie pogardzę też Santorini. Tam również chciałabym kiedyś jechać :P
To kiedy jedziemy? :>
UsuńNajlepiej w poniedziałek! :D
UsuńBo wiesz, teraz dwa mecze. W niedzielę w moim mieście futbol, ale od poniedziałku jestem wolna :P
:)
UsuńJak ja nie cirpię, kiedy nie ma mnie cały dzień w domu i latam jak wariatka po Bydgoszczy :(
OdpowiedzUsuńCzytałam wczoraj posta na mieście i ludzie się dziwnie na mnie oglądali, ale co tam :)
Dzisiaj jestem i piszę:
Dobrze, ża Piotrek jest rozsądny!
Cieszę się, że tak to się potoczyło.
Dlaczego siatkarze przyegrywali? Kurcze - nie cierpię, kiedy sport jest negatywnie nieprzewidywalny...
Edyta i złoto! Dobrze, że Marek miał do niej cierpiliwość po tej śpiączce!
I wybiła 21:45, a ja kwadrans temu wbiegłam do domu :D
Ja rzucam wszystkiego w lipcu i jadę 400 km. Rodzice nie wiedzą, telefonu nie biorę, napisze tylko siostrze, żeby się nie martwili, że ze znajomymi się urwę. Znając nas z 400 km zrobi się pare tysięcy i już nikt nic nie będzie wiedział :/ Zapowiadają się nieprzespane noce, litry alkoholu i dzikiego... Spania :D
Pozdrawiam!
ZuZu :*
http://como-era-ayer.blogspot.com/
Bydgoszcz to ładne miasto! :)
UsuńBędziesz miała naprawdę udane wakacje. Szaleństwo. ;>
Pozdrawiam.
Edyta brawo ! Żeby tylko z tej radości nie wynikł znów połamany nos Marka :>
OdpowiedzUsuńW sumie fajnie ,że nie wplątałaś tu zwycięstw siatkarzy , myślę ,że jak od czasu do czasu (w opowiadaniu oczywiście ) przegrają , to jest ciekawiej .
Nie zostawiaj nas, to opowiadanie jest rewelacyjne , a dzień bez przeczytanego rozdziału jest dniem straconym ;)
Pozdrawiam ;)
Dziękuję bardzo, pozdrawiam ciepło. ;)
UsuńDzieewczyno nie rzucaj pisania bloga bo ja sie chyba zaplacze :(
OdpowiedzUsuńBez przesady. :)
UsuńAAA, E-DY-TA, E-DY-TA!
OdpowiedzUsuńFajnie, że wygrała. Jeszcze lepiej, że pogodziła się z Piotrkiem tak w 100 %. ;D
Vesper, ja marzę o tym codziennie, ale dochodzę do wniosku, że moja mama pewnie powiesiłaby mnie za coś takiego na suchej gałęzi, zamknęła w pokoju i nie wypuszczała do końca życia ;)
W sumie najgorzej jest jak mam zły dzień, kiedy wszystko się sypie... ;(
Żyraffa
Te złe dni są najgorsze. :(
UsuńCzytając ten rozdział przypomniały mi się czasu, jak sama biegałam i odnosiłam sukcesy.:)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo , ze dzięki temu blogi moje mile wspomnienia o bieganiu mogły powrócić.:)
http://szukalas.blogspot.com
Serdecznie zapraszam na kolejny rozdzial
To ja dziękuję, pozdrawiam. ;>
UsuńRozdział super! Mamy przykład Edyty, że jeśli się chce to można wszystko osiągnąć. Mam na myśli tutaj wygranie w biegach. Mimo, że była dosyć długo w śpiączce, po wybudzeniu się z niej ledwo mogła chodzić, a teraz wygrała Mistrzostwa Świata w lekkoatletyce. No jestem pod wrażeniem. Oby tak dalej. ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło. :3
Dziękuję, również pozdrawiam. ;>
UsuńZłoty medal? No i pięknie, wszystko zaczęło się układać :)
OdpowiedzUsuń:>
Usuń