piątek, 30 listopada 2012

LX


Epizod LIX.





- Dlaczego? – zapytałam głupio.

- Nie wiesz po co mężczyzna oświadcza się kobiecie? – odpowiedział pytaniem uśmiechając się.

- Przecież są ze sobą dopiero od pół roku.

Bartman wzruszył ramionami.

- Myślisz, że to dobry pomysł? – zapytałam.

- To mój najlepszy przyjaciel. Jeśli on jest szczęśliwy, to ja też a Zośka go uszczęśliwia, więc... czemu nie?

Kiwnęłam głową. Cały czas byłam w szoku. Po co się tak spieszyli?

- Myślisz, że przyjmie oświadczyny?

Prychnęłam.

- Na pewno. – odpowiedziałam. – Zośka zawsze pochopnie podejmuje decyzje, nie zastanawia się. Działa, kieruje się bardziej instynktem niż rozumem.

- Nie chcesz, żeby wyszła za Michała? – zapytał zaskoczony.

- Chcę. Widzę, że jest szczęśliwa. – stwierdziłam. – Po prostu nie chcę, żeby później czegoś żałowała. Kiedy chce się oświadczyć?

- Nie mam pojęcia. Wiem, że ma pierścionek. – powiedział. – Błagam, nie mów nikomu.

Pokiwałam twierdząco głową.

- Być może to będzie jeden z najszczęśliwszych dni w jej życiu, nie chcę tego popsuć.

- Pasują do siebie. – stwierdził. – Kubiak też najpierw robi, potem myśli. W sporcie to się przydaje, ale w życiu… Pożyjemy, zobaczymy.






Tydzień minął bardzo szybko. Ze względu na święta na początku maja mieliśmy mnóstwo wolnego. Piątek spędziliśmy na działce kupionej przez Zbyszka. To miejsce jest naprawdę cudowne. W sobotę, czwartego maja przyjechać miała do nas cała ekipa siatkarzy. Cieszyłam się, że ich zobaczę. Większość z nich widziałam ostatnio pierwszego stycznia w domu Łukasza. Tęskniłam za swoimi praktykami, widywałam ich wtedy tak często… Bartman nieraz namawiał mnie na ubieganie się o posadę asystenta Doktora Maronia – wiedziałam jednak, że nawet jeśli Wiesiek chciałby mnie przyjąć nie mógłby tego zrobić – nie miałam wykształcenia, byłam dopiero na pierwszym roku studiów. Jedyne na co mogłam liczyć to staż – a to wiązałoby się z powrotem do Katowic i zerowymi zarobkami. Nie chciałam żyć na koszt Zbyszka i Resovii, więc dużo pracowałam na swoje utrzymanie. Byłam z siebie zadowolona, kiedy wprowadzałam się tutaj w październiku myślałam, że będzie gorzej. Nie przewidziałam sąsiada-zboczeńca ani rozstania się  z Zibim, ale cieszyłam się, że wszystko powoli wracało do normy. No prawie – Kubiak potrafił zaskakiwać. Odkąd dowiedziałam się o tych oświadczynach byłam cholernie ciekawa, czy pierścionek jest już na palcu Zośki. Czekałam na telefon, wiadomość – cokolwiek. Cisza. Całą sobotę razem ze Zbyszkiem zajmowaliśmy się przygotowaniem jedzenia i picia. Przed dziesiątą zadzwonił do nas Kuba Jarosz. Okazało się, że jednak do nas przyjadą. Ucieszyłam się i ruszyłam uzupełnić zapasy soków i wody. Po siedemnastej wszystko było gotowe. Wzięłam prysznic, przebrałam się i poszłam do sypialni. Zaścieliłam łóżko, wzięłam książkę i zaczęłam ją czytać. Kilka minut przed osiemnastą przyjechali pierwsi goście. Był to Krzysiek z żoną i Piotrek – mieszkali najbliżej nas.  W przeciągu kilkunastu minut całe mieszkanie wypełniło się siatkarzami.

- Marcin! – krzyknęłam wesoło widząc kapitana naszej reprezentacji.

Mocno go przytuliłam. Stałam na palcach, mimo to Możdżonek musiał się schylić. Witałam się z każdym kogo spotkałam, to było niesamowite. Tak bardzo się za nimi stęskniłam…

- Słyszałem o wypadku. Wszystko w porządku? – zapytał Łukasz

- To było straszne. Kiedy się dowiedzieliśmy… Szok. – westchnęła jego żona.

- Jest okej. – uśmiechnęłam się szeroko. – Zibi zawsze wszystko wyolbrzymia.

-O wilku mowa. – wyszczerzył się Żygadło, kiedy Bartman do nas podszedł.

- Zośka i Misiek przyjechali. – szepnął mi do ucha i zaczął rozmawiać z Łukaszem.

Przeprosiłam ich i ruszyłam do drzwi.

- Zocha! – rzuciłam się na nią i mocno ją przytuliłam.

- A ja? – Misiek właśnie zdejmował kurtkę.

- Najlepsze na koniec. – zaśmiałam się i również go przytuliłam.

Kazałam im się rozgościć i wróciłam do Zibiego.

- Ma pierścionek? – zapytał szeptem.

- Nie wiem, przecież nie chwycę jej za rękę. – rzuciłam  ironicznie.

- Chyba jednak ma. – powiedział słabym głosem i wskazał palcem Zosię.

Właśnie zabierała ze stołu butelkę piwa.

- Śliczny. – uśmiechnęłam się widząc pierścionek.

- Idę do Miśka. – wyszczerzył się i ruszył w kierunku swojego przyjaciela.

Zerknęłam jeszcze raz na dłoń Zośki i pokręciłam z niedowierzaniem głową. Nalałam sobie soku pomarańczowego i podeszłam do żony Kuby.

- Jak tam? – zapytałam.

- Świetnie. – powiedziała głaszcząc swój brzuch. – Jeszcze tydzień.

- Boisz się?

Pokiwała twierdząco głową. Porozmawiałam z nią chwilę dopytując o wszystkie szczegóły.

- Ja nie piję z wiadomych powodów, a Ty? – zapytała.

- Można powiedzieć, że się solidaryzuję. – powiedziałam z uśmiechem.

- Nie planujecie ze Zbyszkiem czegoś większego?

Spojrzałam na nią zdezorientowana nie wiedząc o co jej chodzi.

- No wiesz… - zaczerwieniła się. – Ślub, dzieci?

Kiwnęłam głową.

- Nic konkretnego. – uśmiechnęłam się.

Rozmowę przerwały nam wrzaski zawodników, którzy usiłowali odśpiewać kultowe „Sto lat”. Po wyjęczeniu przez nich tekstów piosenki rozległy się brawa. Dostali piękny aplauz. Zbyszek podziękował wszystkim za przybycie i życzył im miłej zabawy.

- Oświadczył się, oświadczył się. – powiedział wesoło podchodząc do mnie.

- Dlaczego mi nie powie? – zapytałam się zerkając na Zosię.

Wzruszył ramionami i objął mnie ręką.

- Przepraszam! – wrzasnął.

Każdy obecny  na sali na nas spojrzał.

- Mamy jedną ważną wiadomość. Oddaję głos Miśkowi. – wyszczerzył się.

Zośka zachichotała, Kubiak spojrzał z politowaniem na Zbyszka. Wszyscy zgromadzeni przenieśli wzrok na parę stojącą na środku salonu.

- Michał, streszczaj się no. – powiedział zirytowany Zagumny po kilku minutach ciszy.

Zosia uniosła wysoko dłoń z pierścionkiem dzięki czemu Misiek mógł darować sobie przemowę. Wszyscy byli równie zszokowani co ja, jednak od razu ruszyli składać życzenia.

- Kiedy miałaś zamiar się przyznać? – zapytałam przytulając ją.

- Oszczędź mi kazania, błagam. – wyszczerzyła się.

- Twoje życie, twoje decyzje. – powiedziałam i cmoknęłam ją w policzek. – Szczęścia.

Kolejna osoba podeszła gratulować Zosi, więc odsunęłam  się i podeszłam do Michała, którego obskoczyli wszyscy siatkarze.

- Opuszczasz grono kawalerów, jak możesz! – zaśmiał się Nowakowski.

- To przez nią. – wyszczerzył się Misiek i wskazał na Zosię.

- Gratulacje. – mocno go przytuliłam. – Dbaj o nią, dobra?

- Nie wiesz w co się pakujesz. – powiedział poważnym tonem Ignaczak.

- Krzysiek, mówiłeś coś? – zapytała jego żona szarpiąc go za rękę.

- Skądże. – uśmiechnął się i podszedł do Zosi.

- Zbychu, a Ty kiedy się za siebie weźmiesz? – spytał Ruciak trącając go ramieniem.

- Jutro. – odpowiedział krótko chcąc uciąć temat.

Zawołał mnie Winiarski, więc odeszłam od grupy i podeszłam do niego.

- Co jest? – zapytałam.

Zaciągnął mnie do łazienki.  Stanęłam jak wryta.

- Aneta, pomóż!

________________________________________________________________________

No i mamy weekend. :) 

czwartek, 29 listopada 2012

LIX


Epizod LVIII.




Pokiwałam przecząco głową.

- Obiecałaś. – powiedział i dotknął palcem czubek mojego nosa.

- Nie ma o czym mówić, sama wiem mało. – westchnęłam i podniosłam głowę z jego kolan.

- Czemu was zostawił?

- Nie do mnie to pytanie. – powiedziałam. – Mama zaszła w ciążę w bardzo młodym wieku, wystraszył się. Chciał się uczyć, robić karierę. Rozumiem go.

- Nie masz do niego pretensji? – zapytał zaskoczony.

- Że mnie zostawił? Skąd. – odparłam. – Mam do niego pretensje, że zostawił mamę z tym wszystkim.

Kiwnął głową.

- Widziałaś go kiedyś?

- Pojawił się kiedy zaczęłam praktyki. –uśmiechnęłam się. – Widziałam go dwa, trzy razy.

- Rozmawiałaś z nim?

Przytaknęłam.

- Przeprosił za wszystko, a potem wykorzystał matkę i znowu zwiał. – roześmiałam się.

Spojrzał na mnie zdezorientowany. Nie wiem czemu mnie to bawiło, ale nie mogłam przestać się śmiać. Znów to zrobił. Zostawił nas.

- I od tamtej pory go nie widziałaś?

- Nie. – odpowiedziałam wesoło. – I bardzo dobrze. Nie chcę go już więcej widzieć.

- Czym on się zajmuje?

Wzruszyłam ramionami.

- Inwestuje, sprzedaje, kupuje. – powiedziałam obojętnym tonem. – Pakuje się w bagno, moja matka go z niego wyciąga a on miesiąc później znów robi to samo.

- Nie łatwiej byłoby mu nie pomagać? – zapytał nieśmiało.

- Wytłumacz to mojej matce. – westchnęłam. – Ona jest inna. Każdemu musi pomóc, nawet jeśli nie chce.

- Też tak masz. – powiedział.

Zmarszczyłam brwi.

- Nie prawda. Nie pomogłabym Adamowi.

Machnął ręką.

- Wymień jedną osobę, której nie pomogłaś odkąd się poznaliśmy.

Zamyśliłam się, jednak żadne imię nie przychodziło mi do głowy. Zrezygnowana westchnęłam i wzięłam łyk soku pomarańczowego.

- Nie pomogłabyś Adamowi, bo zrobił krzywdę Natalii, a odwiedziłaś w szpitalu faceta, który cię pobił. Nawet nie wiesz jakie jesteście podobne. Ty i Natalia.

Wzruszyłam ramionami.

- Wolę być podobna do niej niż do Adama.

Przytulił mnie i pocałował w policzek.

- Chciałbym go poznać. – powiedział nagle.

Odsunęłam się i spojrzałam na niego zdziwiona.

- Po co? – zapytałam przyglądając mu się uważnie.

- Chcę poznać faceta, dzięki któremu mam ciebie. – stwierdził z uśmiechem.

- Odpada.

- Aneta…

- Nie ma mowy. – powiedziałam. – Ten facet krzywdzi każdą bliską mi osobę. Nie poznasz go.

- Gdyby nie on nigdy…

- Gdyby nie on moja mama byłaby szczęśliwa. Zapomnij.

Zrezygnowany oparł się o kanapę. Wiedziałam, że nie odpuści i wróci do tego tematu.

- Poznałaś moją rodzinę, ja twojej  nie.

- Będziesz miał okazję. W czerwcu cała banda zjeżdża się do Katowic.

- Mogę przyjść? – zapytał wesoło.

- Musisz. – odpowiedziałam. – Sama tam nie wytrzymam, poza tym Natalia zaprosiła nas już w grudniu.

- Zaprosiła? – zapytał zaskoczony.

- W święta, jak ją odwiedzałam. Wszystko miało być w kwietniu, ale przesunęli to na czerwiec.

- Będzie tam twój ojciec?

Wywróciłam oczami.

- Wątpię. Nie wiem. Oby nie.

- Za niecały tydzień wielka banda zjedzie się do nas. – powiedział wesoło.

Pokiwałam twierdząco głową.

- Starzejesz się. – stwierdziłam i pocałowałam go.

- Jeszcze kilka lat gry i emerytura. – westchnął.

- Jakie kilka? – zapytałam rozbawiona. – Do czterdziestki pociągniesz.

- Chciałbym. – wyszczerzył się.

- Wszyscy przyjadą?

- Prawie. Kurek nie dojedzie i nie wiadomo co z Jaroszami. – powiedział.

- Rany, już za dwa tygodnie Kuba będzie tatą. – nie wiedzieć czemu, byłam podekscytowana.

- Co jeśli ja nie? – zapytał.

Roześmiałam się.

- Ty na pewno nie zostaniesz ojcem za dwa tygodnie. – powiedziałam. – Chyba, że o czymś nie wiem.

Pokiwał przecząco głową uśmiechając się.

- Kiedyś na pewno będziesz tatą. – stwierdziłam wyobrażając sobie Zbyszka opiekującego się niemowlakiem.

Uśmiechnął się, jednak po chwili spoważniał.

- Co jeśli się okaże że nie możemy mieć dzieci? Że ze mną coś nie tak?

- Bartman, Bartman… - westchnęłam. – Zawsze widzisz wszystko w czarnych barwach. Po co się martwić na zapas? Równie dobrze to ze mną może być coś nie tak.

- Masz rację. – stwierdził. – Zmiana tematu. Trzeba się zabrać za organizacje tych moich nieszczęsnych urodzin.

- Ile alkoholu poszło ostatnim razem?

Spojrzał na mnie jak gdybym powiedziała coś w innym języku.

- Nie pamiętam. – powiedział drapiąc się po karku. – O wiele za dużo.

- Trzeba zrobić zapas. – stwierdziłam. – Cholera, stęskniłam się za tą bandą.

- Oni za tobą też.

Przytuliłam go mocno.

- Ostatnio tyle się dzieje… Przemek, szpital.

- Dziecko Jaroszów, ślub. – dokończył.

- Jaki ślub? – zapytałam zaskoczona.

- Cholera… - mruknął pod nosem. – Musiałem coś pokręcić.

- Zibi. – posłałam mu zabójcze spojrzenie. – Jaki ślub? Kto z kim?

- Obiecałem siedzieć cicho. – skrzywił się.

- Nikomu nie powiem. – wyszczerzyłam się.

Kiwnął głową przecząco.

- Proszę.- szepnęłam mu do ucha i zaczęłam całować jego szyję.

- To jest nie fair. – powiedział z uśmiechem.

- Co jest nie fair? – zapytałam odpinając guziki jego koszuli nie przestając go całować.

- Misiek chce się oświadczyć Zośce.

Przerwałam i spojrzałam na niego szeroko otwierając oczy.

- Misiek Zośce? Michał Kubiak chce się oświadczyć mojej Zośce? – zapytałam.

- Zabije mnie, jeśli się dowie, że wiesz.

- Kubiak oświadcza się Zośce? –zapytałam ponownie.

Byłam w szoku. Tak szybko?

- Kubiak oświadcza się Zośce. – powtórzył moje słowa. 

________________________________________________________________________

Czwartek już na szczęście za nami. :) Jak minął Wam ten dzień?

środa, 28 listopada 2012

LVIII


Epizod LVII.




- Porozmawiamy o tym później, zgoda? – zapytałam podchodząc do drzwi.

Zbyszek zagrodził mi drogę ręką.

- Obiecaj, że odpowiesz na każde moje pytanie.

- Zbyszek. – westchnęłam i próbowałam dojść do drzwi.

- Obiecaj. – złapał mnie za ręce.

Po raz kolejny usłyszałam walenie do drzwi.

- To nie fair. – zmierzyłam go wzrokiem.

Wzruszył ramionami i czekał na moją odpowiedź.

- Obiecuję. – powiedziałam i otworzyłam drzwi.

Na korytarzu stali rodzice Zbyszka.

- Aneta, jak się czujesz, kochanie? – zapytała jego matka mocno mnie przytulając. – Zbyszek ci pewnie mówił, ale byliśmy w szpitalu. To było straszne.

Kiwnęłam głową i lekko uśmiechnęłam się. Powitałam się z Leonem i zamknęłam drzwi, Zibi przywitał się ze swoimi rodzicami i zaprosił ich do środka. Zaproponowałam coś do picia, jednak zdecydowali się poczekać na moją mamę. Poszłam do kuchni, żeby wyjąć tartę z piekarnika. Leon zjawił się w pomieszczeniu w rekordowym tempie. Uśmiechnęłam się szeroko widząc jego błyszczące oczy i wzrok wlepiony w wypiek.

-  Aneto. – mama Zbyszka nagle pojawiła się w kuchni. – Musisz mi dać przepis na tę tartę. Leon mnie cały czas męczy, żebym ją zrobiła, a kiedy już zrobię to marudzi, że smakuje zupełnie inaczej.

- Nie ma sprawy. – odparłam z uśmiechem.

Usłyszeliśmy kolejne pukanie do drzwi. Podbiegłam do nich i szybko je otworzyłam.

- Cześć, skarbie. – mama była w wyśmienitym humorze.

Mocno mnie przytuliła. Pocałowałam ją w policzek i zamknęłam drzwi mieszkania.

- Mamo, tato, to jest Natalia. Mama Anety. – powiedział wesoło Zbyszek.

Nasi rodzice się ze sobą przywitali, ja i Zbyszek uważnie się im przyglądaliśmy. Obawiałam się niezręcznej ciszy, ale po chwili wiedziałam, że moje obawy są bezpodstawne. Dobrze się dogadywali, usiedli przy stole i zaczęli dyskutować. Ich głównym zajęciem było śmianie się ze mnie i ze Zbyszka, co było naprawdę komiczne. Nie chcąc im przeszkadzać zaciągnęłam Zbyszka do kuchni. Przygotowaliśmy obiad i zanieśliśmy każdemu porcję. Usiedliśmy przy stole i uważnie słuchaliśmy rozmowy naszych rodziców.

- Ja tam od razu polubiłem Anetę. – powiedział Leon.

Odruchowo posłałam mu ironiczne spojrzenie.

- Ta mina mówi wszystko. – roześmiał się.

Roześmiałam się i zakryłam twarz dłońmi.

- Przepraszam. – powiedziałam chichocząc.

- Leon na początku nie był przekonany do Anety. – westchnęła rozbawiona mama Zbyszka.

- Jest specyficzna. – powiedziała Natalia uśmiechając się lekko.

- Wyjątkowa. – wyszczerzył się Zbyszek.

- Może po prostu dziwna? – zapytałam.

- Mi Aneta od razu się spodobała, Leona trzeba było przekupić ciastem.

- To nie była łapówka, tylko taka zachęta. – uśmiechnęłam się.

- Bardzo przekonująca. – wyszczerzył się ojciec Bartmana.

- Natalia do mnie też nie była pewnie przekonana. – powiedział Zbyszek chcąc zmienić temat.

- Od razu wiedziałam, że coś jest na rzeczy. – powiedziała z uśmiechem. – Jak tylko zaczęła praktyki.

Posłałam jej spojrzenie mówiące „Zamilcz” i zaczerwieniłam się.

- Była zachwycona. – stwierdziła.

Pokiwałam twierdząco głową.

- Cieszyłam się, że będę współpracować z Doktorem Maroniem i reprezentacją. – powiedziałam. – To było świetne doświadczenie. Sporo się nauczyłam.

- Przyznam, że przez pewien czas żałowałam, że udało jej się z tymi praktykami. – stwierdziła machając ręką. – Nie miałam pojęcia do czego to dąży.

- Nikt nie miał. – powiedziałam. – Ja sama nie wiedziałam.

- Minęły tygodnie, miesiące a oni nadal byli razem mimo tyklu przeciwieństw, więc czemu nie? – stwierdziła z uśmiechem.

Bartman wyszczerzył się zadowolony.

- Przestraszyłam się tego mieszkania w Rzeszowie. – powiedziała nagle.

- Oj, my też. – westchnęła mama Zbyszka.

Zibi złapał moją rękę i gładził ją kciukiem.

- Radzą sobie. – odparł Leon.

- Aneta, jak studia? – zapytała nagle Natalia.

Wzruszyłam ramionami.

- W porządku.  Jest dobrze. – odpowiedziałam z uśmiechem.

- A ty, Zbyszek? – zapytała jego mama. – Planujesz te studia od kilku lat.

- Nie mam czasu. – jęknął.

Leon roześmiał się.

- Treningi, mecze, ćwiczenia, klub, reprezentacja…

Potwierdziłam kiwając głową.

- Bywa tak, że tylko się mijamy w windzie bo nie mamy czasu. Każdy musi coś załatwić, gdzieś iść. – westchnęłam.

- No i wyjazdy. Zbigniew często podróżuje. – powiedziała Natalia.

- Chyba już się przyzwyczaiłam. – uśmiechnęłam się lekko.

- Ile to już? – zapytał Leon. - Dwa lata?

- Dziś jest dwudziesty siódmy kwietnia. – powiedziałam i zamyśliłam się. – Jeszcze kilka miesięcy i będą równe dwa lata.

- Szybko przeleciało. – stwierdził z uśmiechem Zbyszek.

- Jestem dwa lata starsza. – powiedziałam otwierając szeroko oczy.

Zibi i Leon roześmiali się.

- Tego nie przewidziałam. – westchnęłam.

- Masz dwadzieścia jeden lat, całe życie przed tobą. – stwierdziła z uśmiechem mama Zbyszka.

- Całe życie z tym wariatem. – wyszczerzyłam się ściskając rękę Zibiego.

- Nie masz wyjścia. – powiedział z uśmiechem i pocałował mnie w policzek.

Zerknęłam na stół. Wszystkie talerze były już puste.

- Pomożesz mi? – zapytałam Zbyszka wstając.

- Ja ci pomogę. – Natalia wstała i zaczęła zbierać naczynia.

Uśmiechnęłam się i wspólnie poszłyśmy do kuchni.

- I jak? – zapytałam szeptem posypując tartę cukrem pudrem.

- Myślisz, że mnie polubili?

Uśmiechnęłam się i twierdząco kiwnęłam głową.

- Wiedzą o Adamie? – zapytała.

Wywróciłam oczami.

- Wiedzą, że nie mam ojca. – odparłam i podałam jej tartę.

Pokroiła ją na równe kawałki.

- Wyglądasz naprawdę dobrze. – powiedziała. – Jesteś szczęśliwa.

Kiwnęłam twierdząco głową, chociaż nie było to pytanie. Wróciliśmy do salonu. Natalia położyła tartę na stole i zajęła swoje miejsce. Leon od razu rzucił się na mój wypiek.

- Mogłam zrobić dwie. – zaśmiałam się widząc jak ojciec Bartmana pochłania tartę.

- Od kiedy tak chętnie spędzasz czas w kuchni? – zachichotała mama.

- Od kiedy mam dla kogo siedzieć w tej kuchni. – powiedziałam z uśmiechem i nałożyłam sobie kawałek tarty.

Reszta wieczoru minęła w bardzo dobrej atmosferze. Rodzice Zbyszka co chwilę wspominali różne historie z życia Zibiego. Muszę przyznać, że był naprawdę pomysłowym dzieciakiem. W życiu bym nie pomyślała, że kiedyś uciekł z domu. Na jeden dzień, w wieku jedenastu lat, ale to też się liczy. Przez cały wieczór nikt nie mówił o moim ojcu za co dziękowałam w duchu z całego serca. Po dwudziestej trzeciej rodzice Zbyszka i moja mama ruszyli w drogę  do domu mimo naszych protestów i propozycji noclegów.

- Wpadnijcie kiedyś do nas. – powiedział Leon przytulając mnie na pożegnanie.

Kiwnęłam twierdząco głową i pożegnałam się z mamą Zibiego oraz Natalią. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie. Byłam zmęczona. Zibi rozsiadł się na kanapie i machnął ręką w moją stronę. Rzuciłam się na kanapę i położyłam swoją głowę na jego kolanach.

- Chyba się polubili, nie? – zapytałam chwytając jego dłoń.

- Chyba tak. – powiedział i odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy. – Obiecałaś mi coś kilka godzin temu, pamiętasz? 

________________________________________________________________________

Jeszcze tylko czwartek, pół piątku i witamy weekend. :) Macie już jakieś plany?