środa, 19 czerwca 2013

LXXXVIII

Epilog.







Do Polski wróciliśmy kilka dni później. Beata obiecała, że będzie się ze mną kontaktować. Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę żyje. Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę zabiła człowieka. Nie  chciałam wiedzieć jakim cudem wytrzymała tyle bez swojej rodziny. Była z tym sama. Przed wyjazdem błagała mnie, żebym nikomu nic nie powiedziała. Obiecałam sobie, że więcej nie porozmawiam z jej rodzicami. Nie umiałabym udawać, że nie mam pojęcia co się stało z ich córką. Po powrocie do domu wszystko zdawało się wracać do normy. Chodziłam regularnie na badania, dbałam o siebie. Kiedy byłam już w siódmym miesiącu ciąży stało się to czego bałam się najbardziej. Nawrót choroby. Guz był operacyjny, ale nie zgodziłam się na wycięcie tego paskudztwa. Bałam się, że coś może stać się dzieciom. Dwa miesiące później, w kwietniu urodziłam dwie dziewczynki. Były niesamowite. Nie liczyło się nic innego – ważne, że są silnie i zdrowe. Nie wyszłam ze szpitala. Zaraz po porodzie miałam operację. Wszystko się udało a ja odetchnęłam. Tydzień po porodzie wróciłam do domu. Antosia i Maja były niesamowite. Odróżniałam je bez problemu, mimo, że były praktycznie identyczne. Kolejne miesiące były cudowne. Piotrek trenował, ja biegałam. Pomagali nam wszyscy – rodzina, przyjaciele, krewni. Udawało nam się godzić pracę, dzieci i dom. Kiedy myślałam, że wszystko już będzie w porządku musiałam iść na kolejne badania. Choroba nie odpuszczała, pojawiły się przerzuty. Byłam załamana. Bałam się śmierci, nie chciałam przegrać. Miałam Piotrka, dziewczyny… Po raz kolejny musiałam przerwać treningi. Nie udało się wszystkiego wyciąć, więc konieczna była chemioterapia. Spędzałam mnóstwo czasu w szpitalu, Piotrek był niesamowity. Trenował, zajmował się dziećmi i znajdywał czas dla mnie. Maszyna, nie człowiek. Leczenie nie pomagało. Obiecałam, że się nie poddam, ale z miesiąca na miesiąc miałam coraz mniej sił. Dziewczynki rosły bardzo szybko. Nie licząc pobytu w szpitalu byłam z nimi przez cały czas. Odpuściłam sobie bieganie  - przebiegnięcie kilku kilometrów mnie wykańczało. Udawałam, że jest okej. Że walczę, że czuję się dobrze, że nic mnie nie boli. Że wierzę, że wyzdrowieję. Płakałam kiedy nikt nie widział. Nie miałam już na to wszystko siły. Czułam, że nie będzie dobrze. Wiedziałam, że będzie źle.

- Jak trening? – zapytałam z uśmiechem kiedy Piotrek wrócił do domu.

- Dobrze. – pocałował mnie w policzek. – Gdzie moje dwa skarby?

- Śpią. – odparłam. – Wrzeszczały cały dzień.

- Jak się czujesz? – zapytał przytulając mnie.

- Dobrze. – skłamałam. – Leć do nich, odgrzeję ci obiad.

Piotrek pobiegł do dziewczyn a ja ruszyłam do kuchni. Przygotowałam mu porcję spaghetti i usiadłam przy stoliku.

- Wciąż śpią. – uśmiechnął się i zajął miejsce naprzeciwko.

Kiwnęłam głową i wbiłam wzrok w zdjęcie na beżowej ścianie. Zrobił je Krzysiek w dniu naszego ślubu.

- Wszystko w porządku? – zapytał pochłaniając obiad.

- Martwię się. – przyznałam.  – Zostaniesz sam z dwójką małych dz…

- Przestań. – przerwał mi. – Nie zostanę sam. Nie mów tak.

- Nie oszukujmy się, proszę. – powiedziałam błagalnym głosem. – Wszyscy mówią, że będzie dobrze, że będę zdrowa. Ale każdy wie, że będzie inaczej.

- Edyta…

- Wyniki są coraz gorsze. Źle się czuję, wiem, że nie mam dużo czasu. Musimy…

- Nic nie musimy. – warknął i wstał z miejsca.

- Piotrek. – jęknęłam odchodząc od stołu. – Czy tego chcesz czy nie jestem chora. Czy tego chcesz czy nie umieram. Nawet nie wiesz ile bym dała, żeby być zdrowa… Ale nie jestem. Musimy sobie jakoś z tym poradzić. Ty musisz.

- Nie chcę sobie radzić bez ciebie. – mocno mnie przytulił.

Usłyszałam płacz dziewczynek. Wytarłam łzy i pospiesznie wbiegłam na drugie piętro. Chwyciłam Antosię i przytuliłam ją do siebie. Piotrek wziął Maję i objął ją swoimi ramionami.

- Przepraszam. – szepnęłam do Piotrka. – Przepraszam, że zostawiam cię z tym wszystkim.

- Pomyśl o nich. – odparł wbijając wzrok w córki. – Potrzebują matki. Ja też cię potrzebuję. Nie poradzę sobie bez ciebie.

- Pomogą ci. Daria, Julia, nasi rodzice… - westchnęłam. – Poradzisz sobie. Musisz.

Kiedy Antosia się uspokoiła włożyłam ją do łóżeczka i wyszłam. Wyszłam na ogród, usiadłam za drzewem i oparłam się o jego pień. Schowałam twarz w dłoniach  i rozpłakałam się. Dlaczego akurat ja? Nie chcę żegnać się z Piotrem, Antosią, Mają… Chcę jeszcze raz zobaczyć Huberta i rodziców, Krzyśka, Grześka i resztę siatkarzy. Chcę jeszcze raz stanąć  w blokach startowych, wziąć udział w mistrzostwach, stanąć na podium. Wyobraziłam sobie to miejsce po mojej śmierci. Rodzina i przyjaciele siedzieli by tu ubrani na czarno. Wspominaliby mnie. Dziewczynki by spały, nie mając pojęcia co się dzieje. Mama siedziałaby sama w kącie  wylewając łzy. Bartman wciąż by się ze mnie śmiał,  tak samo jak reszta drużyny. Beata by nie przyjechała. Hubert udawałby twardego i razem z ojcem wspierałby matkę. Daria i Julia zajmowały by się Mają i Antosią. Piotr przyjmowałby te wszystkie kondolencje, które coraz bardziej by go denerwowały. Po wszystkim zostałby sam. Wszyscy wrócą do swoich domów, rodzin. On zostanie z dwoma córkami, treningami, pracą i domem. 

- Edyta… - Piotrek usiadł obok mnie i mocno mnie przytulił.

- Proszę, nie przestawaj grać. – poprosiłam wciąż płacząc. – Będzie ciężko, ale pomogą ci. Daria, Julia… Znajdziesz sobie kogoś…

- Nikogo nie będę szukał. – powiedział całując mnie w czoło. – Znalazłem kogo chciałem.

Dni mijały a ze mną było coraz gorzej. Lekarz dobrze wiedział, że nie mam już praktycznie żadnych szans. Chemia zamiast pomóc mi, pomogła nowotworowi. Pojawiło się mnóstwo nowych przerzutów, z którymi nie dało się walczyć. Ucinałam smokowi głowę, odrastały trzy. Syzyfowa praca. Odpuściłam i więcej nie pojawiłam się w szpitalu. Brałam tylko olbrzymie dawki leków przeciwbólowych. Dzień mijał mi na opiekowaniu się dziewczynami i odpoczywaniu. Na nic innego nie miałam już siły. Byłam na siebie zła – kiedyś tak bardzo nie doceniałam tego co potrafię, tego co mogę. Teraz sprawnością i energią przewyższa mnie dziewięćdziesiąt procent emerytów. Każdą możliwą chwilę spędzałam z córkami.

- Edyta, chodź już. – Piotrek stanął za mną i położył swoje ręce na moich ramionach.

Siedziałam przy ich łóżeczku, mogłam godzinami patrzeć jak śpią. Kiwnęłam głową i wstałam. Przebrałam się i położyłam w naszym ogromnym łóżku.

- W poniedziałek Maja i Antosia mają szczepienia, dokumenty są w szafce. – powiedziałam.

Piotrek zerknął na mnie a ja zaczęłam wymieniać wszystko co sobie przypomniałam.

- Dzwoniła twoja mama, przyjedzie tutaj w środę. W weekend musisz…

- Edyta, ty się ze mną żegnasz? – zapytał niepewnie.

- Jest tyle ważnych spraw do załatwienia… - powiedziałam czując, że łzy znów spływają po moich policzkach.  – Piotrek, ja się boję. Ja nie chcę…

Piotr mocno mnie przytulił a ja rozpłakałam się jeszcze bardziej.

- Kocham cię. – zerknęłam na niego. – Zawsze będę, musisz o tym pamiętać.

- Nigdy nie zapomnę. – kiwnął głową.  – Też cię kocham.

Zamknęłam oczy i wzięłam kilka głębszych oddechów. Już  czas. Zobaczyłam to wszystko jeszcze raz, jak film w kinie. Podróż do Spały, zakwaterowanie się. Stołówkę, gdzie pierwszy raz zobaczyłam Piotra.

- Edyta.

Treningi, bieganie i Marka. Pierwszy pocałunek, zaręczyny i ślub w urzędzie. Poznanie rodziny Piotra. Pierwsze podium, pierwszy złoty medal.

- Edyta!

Wesele i Igrzyska Olimpijskie w Rio. Moje złota i brąz siatkarzy. Pierwsze USG, wakacje, Beatę. Poród, Antosię i Maję. Warto było.

- Edyta…

____________________________________________________________________________



Żegnamy się po raz drugi. Ponownie dziękuję Wam za to, że byłyście ze mną przez ten cały czas. Dziękuję za lawinę komentarzy, komplementów, uwag, krytyki. Dziękuję za kolejne miesiące, które poświęciłyście na moją historię. Gdyby nie Wy, nie dałabym rady tego napisać. Dziękuję wszystkim za wsparcie , ciepłe słowa i wyrozumiałość kiedy trafiłam do szpitala. Macie ogromne serca, nigdy o tym nie zapomnę. Czas z Wami mijał mi niesamowicie szybko. Dopiero co udostępniałam pierwszy epizod nowej historii a tu już koniec. Magia. Za wszystkie błędy, pomyłki, złe pomysły przepraszam. Życzę Wam wszystkim dużo, dużo dobrego. Miłości, szczęścia i przede wszystkim zdrowia. Jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję! Kocham Was! :)

I jak tu wracać do szarej rzeczywistości, kiedy licznik pokazuje prawie  pół miliona wejść? :)

PS. Jeśli ktoś miałby ochotę wciąż być ze mną w kontakcie to śmiało pisać na adres e-mail albo w komentarzach.


PPS. Miała być wideokonferencja, ale  nagrzebałam coś w tym programie i ustrojstwo nie działa, zna się ktoś na tym?

Zostawiam Was z piosenką, którą każdy powinien kiedyś usłyszeć. Cześć!



... a pisała dla Was Alicja. :)

wtorek, 18 czerwca 2013

LXXXVII

Epizod LXXXVI.






Po kilkunastu minutach jazdy zatrzymaliśmy się przed pięknym, małym domem otoczonym kwiatami i drzewami.

- Usiądźcie. Zaraz wrócę.

Usiedliśmy na drewnianej ławce i w milczeniu na nią poczekaliśmy.

- Dlaczego nie dałaś znaku życia? – wypaliłam kiedy tylko do nas przyszła.

- Dlaczego uciekłaś mając nas kompletnie w dupie? – zapytała ostro.

Zaskoczona zerknęłam na Piotra.

- Byłam przerażona! – powiedziałam. – Kiedy tylko wróciłam zaczęli was szukać. Wszyscy. Znajomi, przyjaciele, rodzina, policja…

- Gówno prawda. – prychnęła. – Byłyśmy tam jeszcze ponad dwa tygodnie, nikt się nie pojawił.

- Naprawdę was szukałam… - jęknęłam. – Na niczym innym tak mi nie zależało.

- Co się z nim stało? – zapytał Piotrek.

- Nic już nikomu nie zrobi. – odparła.

- Co z nim? Co z resztą dziewczyn?

- Zrobiły to co ja. – powiedziała.

- Dlaczego żadna z was nie dała znaku życia? – zapytałam.

Nie potrafiłam tego pojąć.

- Czekałyśmy na waszą pomoc… Cieszyłam się, że udało ci się uciec. Byłam pewna, że zaraz wpadnie tam grupa facetów w mundurach i …

- Nawet nie wiesz jak wielkie miałam wyrzuty sumienia. – powiedziałam. – Biegłam przed siebie, nie rozglądałam się… Tak bardzo żałuję, że nie zatrzymałam się choćby na chwilę.

- A ty co byś zrobiła? – zapytał Nowakowski. – Gdybyś uciekła temu psycholowi też byś miała w dupie znaki drogowe i nazwy ulic. Ona naprawdę was szukała…

- Facet zaczął coraz częściej znikać. Udało mi się znaleźć sposób na komunikowanie się z resztą dziewczyn. Zaczęłyśmy planować ucieczkę. Nie chciałam ich zostawiać…

- Jak ja. – kiwnęłam głową.

- Wszystko dokładnie ustaliłyśmy, co do minuty. Znałyśmy jego plan dnia, wiedziałyśmy kiedy znika i na jak długo. W końcu udało nam się zrealizować plan. Część planu. Zdążyłyśmy wyjść z tej cholernej piwnicy kiedy on nagle wrócił. Nie wiem dlaczego… Przecież miał być gdzie indziej. – miała drżący głos.

Mocno ją przytuliłam i zachęciłam do kontynuowania.

- Nie wiedziałam co robię. – powiedziała walcząc z łzami. – Po prostu chwyciłam tę deskę i go uderzyłam. Byłam przerażona. Nie chciałam tam wracać…

Jeszcze mocniej objęłam ją ramionami.

- Wszystkie się na niego rzuciły. Byłam tak wściekła, że po prostu machałam tą belką. Obkładałyśmy go wszystkim, brałyśmy to co było pod ręką. Strasznie wrzeszczał, nie mogłam przestać…

- Spokojnie. – szepnęłam i pogłaskałam go po głowie.

- Nagle przestał się ruszać. Tak po prostu. – wzruszyła ramionami. – Byłam przerażona. Zabiłyśmy go. Spanikowałyśmy.

- Beata…

- Zabiłam człowieka! – rozpłakała się i schowała twarz w moim ramieniu.

- Każdy zrobiłby to samo. – powiedział cicho Piotr. – Gdybym tylko mógł…

- Codziennie widzę jego twarz. – odwróciła się w kierunku Nowakowskiego. – Nie ma dnia kiedy o tym nie myślę, zżerają mnie wyrzuty sumienia. Przecież on na pewno miał rodzinę, przyjaciół…

- To gwałciciel! – stwierdził zirytowany Nowakowski. – Facet, który was skrzywdził. Za to co zrobił śmierć to i tak za mało. Przecież…

- Piotrek. – przerwałam mu i kiwnęłam głową.

- Dlaczego nikomu nic nie powiedziałyście? – zapytałam.

- Co miałyśmy powiedzieć? Że nagle zniknął? - wciąż płakała. – Nie chciałam iść do więzienia… Nie mogłam…

- Co zrobiłyście z jego ciałem?

- Spanikowałyśmy. Na początek wrzuciłyśmy je do piwnicy. Dopiero potem zaczęłyśmy myśleć. Gdyby ktoś znalazł to miejsce? Wyciągnęłyśmy go, był cholernie ciężki. – powiedziała wycierając łzy. – Oprócz mnie było tam pięć dziewczyn, ledwo go uniosłyśmy.

- Co z ciałem? – zapytał Piotr.

- Zakopałyśmy go. Kiedy zrobiło się ciemno wyniosłyśmy go na zewnątrz.

- Zakopałyście go tam? – pokręciłam z niedowierzaniem głową.

- Ten cholerny pies wciąż ujadał. – warknęła. – Skończyłyśmy nad ranem. Byłam brudna i zmęczona. Obiecałyśmy sobie, że nikomu nigdy o tym nie powiemy. Miałyśmy zabrać to ze sobą do grobu.

Zerknęłam na Piotra, który milczał ze wzrokiem wbitym w Beatę.

- Nie możecie nikomu powiedzieć. – stwierdziła nagle.

Kiwnęłam głową.

- Słyszysz? – potrząsnęła mną. – Nikt nie może się dowiedzieć, gdyby…

- Nikomu nie powiem. – obiecałam.

Beata zerknęła na Piotra.

- Zrobiłbym to samo co ty. – kiwnął głową. – Nikomu nie powiem.

Chyba żałowała, że nam powiedziała, bo zaczęła panikować i cały czas błagała, żebyśmy nikomu nic nie powiedzieli.

- Co z resztą dziewczyn?

- Nigdy więcej ich nie widziałam. – przyznałam.

- Policja znalazła to miejsce. Trzy lata temu. Nie znaleźli nic. Został tylko pies. – powiedziałam cicho. – Co z twoją rodziną? Powinnaś im powiedzieć. Dochowaliby tajemnicy, Beata, mu…

- Nie. – powiedziała ostro. – Nie powiem im, ty też nie. Mam rodzinę, tutaj.

Jak na zawołanie w drzwiach domu pojawił się mały chłopiec.

- To twój syn? – zapytałam z uśmiechem.


Mały zniknął szybciej niż się pojawił. Beata zaczęła mi opowiadać jak dotarła do Włoch i co robiła przez te wszystkie lata. Nikt nie znał jej historii. Nigdy nikomu o tym nie mówiła. Nie było już tamtej Beaty. Sama też zadawała mi mnóstwo pytań.  Chciała wiedzieć co u jej rodziny i naszych znajomych. Tak bardzo za nią tęskniłam. Przegadałyśmy prawie całą noc, razem z Piotrem do hotelowego pokoju wróciliśmy dopiero nad ranem.

_____________________________________________________________________________

Płakać mi się chce, kiedy pomyślę, że jutro wrzucam epilog. :(

poniedziałek, 17 czerwca 2013

LXXXVI

Epizod LXXXV.






Obudziłam się wcześnie rano, Piotr jeszcze spał. Budziłam się kilka razy, wciąż myślałam o tamtej dziewczynie. Podeszłam do balkonowych drzwi i szarpnęłam zasłony. Uśmiechnęłam się widząc słońce. Otworzyłam swoją walizkę i wyciągnęłam z niej kilka rzeczy. Ruszyłam do łazienki, w której umyłam się, zrobiłam makijaż i założyłam ubrania. Wróciłam do pokoju i chwyciłam swoją torbę. Wrzuciłam do niej mnóstwo rzeczy i zostawiłam liścik Piotrkowi. Po cichu wyszłam z pokoju i ruszyłam na podbój zaspanego Rzymu. Wzięłam kilka głębszych oddechów i zatrzymałam się przy kawiarni, w której wczoraj jedliśmy lody. Usiadłam przy stoliku stojącym najbliżej lady – dziewczyna nie miała wyjścia, musiała podejść. Dzisiaj była sama, ja też.

- Mogę przyjąć zamówienie? – zapytała po angielsku patrząc w innym kierunku.

- Jeszcze się zastanawiam. – odparłam przyglądając jej się.

Wbiłam wzrok w kartę, ale uważnie ją obserwowałam. Ta twarz, ten głos… Cholera, to musiała być ona. Miałam ochotę rzucić się na nią, mocno ją przytulić, zapytać ją co się stało.

- Przepraszam?

- Tak?

- Co pani zrobiła? – zapytałam wskazując jej rękę, miała paskudną bliznę przy nadgarstku.

- Chce coś pani zamówić? – unikała odpowiedzi.

- Grillowany bakłażan z ziołami. – odparłam widząc, że nic mi nie powie. – I szklankę wody.

Dziewczyna przyjęła zamówienie i poszła do kuchni. Po chwili wróciła i stanęła za ladą. Wbiłam w nią wzrok. Zerknęła na mnie błagalnym spojrzeniem i kiwnęła głową. Nie wytrzymałam. Wstałam ze swojego miejsca i do niej podeszłam.

- Chciałaby pani zamówić coś jeszcze?

- Beata, przestań. – poprosiłam. – Proszę cię…

- Edyta… - dziewczyna rzuciła się na mnie i mocno mnie przytuliła.

- Nie mogę uwierzyć, że żyjesz. – szepnęłam wplatając swoją rękę w jej włosy. – Co ty tu robisz? Dlaczego nie wróciłaś do domu? Czemu…

Drzwi kuchni otworzyły się, kucharz przywołał Beatę a ja zostałam sama. Usiadłam na swoim miejscu. Po kilku minutach przyszła do mnie z moim zamówieniem.

- Porozmawiaj ze mną – powiedziałam, kiedy chciała odejść.

Musiała obsłużyć innych klientów, którzy pojawili się w kawiarni. Kiedy ona przyjmowała zamówienie ja odebrałam telefon – dzwonił zdenerwowany Piotrek, który najwyraźniej nie znalazł mojej kartki. Obiecał, że zaraz do mnie dołączy. Zabrałam się za jedzenie. Cały czas patrzyłam na Beatę. Miałam milion pytań. Jakim cudem udało jej się uciec? Dlaczego jest we Włoszech? Czemu jej rodzina nic nie wie? Co się stało z resztą dziewczyn? Kim był tamten facet?

- Dlaczego mnie nie obudziłaś? – zapytał z wyrzutem Piotrek całując mnie w policzek.

Zajął miejsce naprzeciwko i chwycił kartę.

- Nie chciałam. – uśmiechnęłam się.

- Przepraszam? – Nowakowski przywołał do siebie kelnerkę.

Dziewczyna podeszła i jak gdyby nigdy nic przyjęła zamówienie. Zaraz potem weszła do kuchni.

- Wszystko w porządku? – zapytał biorąc łyk mojej wody. – Coś się stało.

- Ta dziewczyna to Beata. – szepnęłam podekscytowana.

Piotrek rozbawiony kiwnął głową i odłożył kartę. Myślał, że żartuję. Po kilku minutach Beata przyszła z jego zamówieniem.

- Grazie. – Piotr grzecznie podziękował i zabrał się za jedzenie.

- Beata. – powiedziałam zerkając na Nowakowskiego. – Musimy porozmawiać, ja chcę…

Kelnerka zerknęła na Piotrka, który o mało co się nie udławił.

- Wie o wszystkim. – westchnęłam.

Beata zerkała raz na mnie a raz na niego.

- Beata, miło mi. – moja przyjaciółka wyciągnęła dłoń w stronę Piotra, który siedział i był po prostu przerażony.

- Cześć. – uścisnął jej rękę i zrobił miejsce obok siebie.

- Nie mogę z wami usiąść, jestem w pracy.

- Muszę z tobą porozmawiać. – powiedziałam. – Jak udało ci się…

- Wieczorem. – poprosiła. – Znajdziesz czas?

Zerknęłam na Piotra, który kiwnął głową.

- Kończę o osiemnastej. Przyjdź po mnie tutaj. Sama.

Pospiesznie odeszła od naszego stolika i ruszyła do innych klientów.

- Mówiłaś, że tylko ty uciekłaś. – powiedział zaskoczony szeptem.

- Bo tak było. – odparłam.

- Co ona tu robi? Dlaczego jej rodzina o niczym nie wie? Co z…

- Nie wiem. Nic nie wiem. Porozmawiam z nią wieczorem. Wciąż nie mogę uwierzyć, że ją widzę… Myślałam… - pokręciłam z niedowierzaniem głową.

- Idę tam z tobą. – stwierdził Nowakowski.

- Nie. Mam iść sama. Muszę z nią porozmawiać.

- Chcę wiedzieć co z tym facetem. – odparł.

- Powiem ci wszystko co wiem, obiecuję.

- Nie. Też tam idę.

Głośno westchnęłam i skończyłam jeść swoją porcję. Rozejrzałam się wokół. Beata pracowała, biegała od stolika do stolika. Kiedy Piotrek skończył jeść wsiedliśmy w taksówkę i przejechaliśmy ponad trzysta kilometrów. Zapłaciliśmy fortunę taksówkarzowi i usiedliśmy na plaży.

- Myślisz, że wie kto zrobił? – zapytał rzucając kamieniami do wody.

- Nie mam pojęcia. Próbuję wymyślić cokolwiek ale kompletnie nie wiem jakim cudem ona żyje. Dlaczego nie powiedziała nic rodzinie?

- Ja muszę tam iść. – odparł.

 Po spacerze i zwiedzeniu tej małej miejscowości wróciliśmy do Rzymu. Przebrałam się i poszłam do kawiarni. Piotrek był ze mną.

- Co on tu robi? – zapytała niezadowolona.

- Wiem o wszystkim, muszę się dowiedzieć kto to zrobił.

- Nie martw się, tamten facet nie zrobi już nikomu krzywdy. – odparła ściskając pięści.

- Beata, proszę…


- Chodźcie. – powiedziała podchodząc do swojego auta. – Porozmawiamy u mnie. 

____________________________________________________________________________

Dziewczyny, udało się! Jesteście cudowne! Bilet zdobyty. Gdybyście tylko widziały reakcję mojego przyjaciela... Warto było! Uwielbiam spełniać czyjeś marzenia. :) Jeszcze raz wielkie dzięki, jesteście najlepsze!

niedziela, 16 czerwca 2013

LXXXV

Epizod LXXXIV.





Dwa miesiące później spakowaliśmy się i pojechaliśmy na wakacje do Włoch. Przed wyjazdem spędziłam mnóstwo czasu w sklepach szukając czegoś, w czym nie wyglądam jak worek. Byłam w czwartym miesiącu ciąży, a mój brzuch był ogromny. Chciałam zacząć biegać, ale nie dałam rady – zostałam przy ćwiczeniach, które wykonuję od początku ciąży.

- Nie mogę się doczekać. – powiedziałam wesoło kiedy czekaliśmy na lotnisku. – Panteon, Koloseum…

- Przede wszystkim odpoczynek. – uśmiechnął się.

- Muszę zobaczyć wszystko. – pocałowałam go w policzek.

Po odprawie i kilkugodzinnym locie wylądowaliśmy we Włoszech. Nie znałam tego języka, ale Piotrek radził sobie naprawdę dobrze. Uwielbiałam jego akcent. Zamówił dla nas taksówkę, która zjawiła się po kilku minutach. Pogoda była przepiękna. Bezchmurne niebo, słońce i lekki wiatr. Wsiadłam do auta i przywitałam się z kierowcą. W Polsce jest środek zimy, a tu temperatura dochodzi prawie do dwudziestu stopni. Umiałam powiedzieć kilka zdań, mąż podszkolił mnie tuż przed wyjazdem. Nowakowski zaczął rozmawiać z kierowcą a ja otworzyłam okno i obserwowałam ludzi. Poprawiłam swoją czerwoną sukienkę i schowałam do torebki okulary przeciwsłoneczny. Zauważyłam, że rozmawiają o mnie – Piotrek wciąż na mnie patrzył, a kierowca co chwilę zerkał do lusterka.

- O czym mowa? – zapytałam z uśmiechem.

- Każe mi cię pilnować, podobno Włosi uwielbiają blondynki. – odparł wesoło.

Po kilkunastu minutach jazdy byliśmy na miejscu. Grzecznie podziękowaliśmy za podwiezienie nas do hotelu. Kierowca wysiadł i pomógł nam z bagażami. Piotrek musiał mi wszystko tłumaczyć.

- Mówi, że pięknie wyglądasz w ciąży i życzy nam dużo dobrego. – uśmiechnął się Nowakowski ściskając dłoń mężczyzny.

- Grazie. Arrivederci! – wyszczerzyłam się a rozbawiony kierowca uniósł kciuk w górę i wsiadł 
do auta.

Pokiwaliśmy mu i weszliśmy do hotelu. Po kilku minutach dyskusji z recepcjonistką w końcu udało nam się dostać do naszego apartamentu. Zostawiliśmy walizki i ruszyliśmy na podbój Rzymu.

- Co powiesz na lody? – zapytał Piotrek ciągnąc mnie w stronę kawiarni.

Miałam ochotę na zwiedzanie, ale nie protestowałam. Usiedliśmy przy stoliku pod ogromnym parasolem i czekaliśmy na kelnerkę. Po chwili zobaczyłam kroczącą w naszą stronę dziewczynę z zielonym fartuszkiem zawiązanym wokół pasa i notesem w ręce. Szturchnęłam Piotrka, żeby szybciej wybrał swoje zamówienie. Nagle kelnerka zatrzymała się i spojrzała na mnie.

- Piotrek?

- Hm?

- Czy ona nie wygląda jak…

Nowakowski się odwrócił, kelnerka zniknęła w lokalu.

- Nie ważne. – machnęłam ręką. – Ja poproszę kokosowe.

Piotrek kiwnął głową i przywołał gestem inną dziewczynę. Zamówił dwie porcje lodów i jedną kawę. Cholernie brakowało mi kofeiny. Mogłam pić kawę od czasu do czasu, ale postanowiłam nie korzystać z tego przywileju. Po kilku minutach z lokalu wyszła ta sama kelnerka co przedtem. Miała nasze zamówienie. Nagle po prostu się cofnęła i znów znikła.

- Co ona robi? – zapytał zirytowany i jednocześnie rozbawiony.

- Wiesz kogo mi przypomina? Beatę. – powiedziałam.

- Edyta… - Piotrek złapał mnie za rękę. – Beata nie żyje.

- Wiem. – odparłam krótko. – Jest po prostu podobna. Zawsze chciałam wyglądać jak ona. Polubiłbyś ją, była niemożliwa.

 Nowakowski uśmiechnął się i zerknął w stronę baru. Zobaczyliśmy inną kelnerkę. Chwyciłam wafelek i zaczęłam pochłaniać ogromną porcję lodów – były naprawdę dobre. Założyłam okulary przeciwsłoneczne i rozejrzałam się wokoło. Mnóstwo wycieczek i turystów. Po zjedzeniu wszystkiego poprosiliśmy o rachunek. Kiedy kelnerka znów chciała uciec Piotrek stanowczo ją przywołał. Otworzyłam szerzej oczy widząc uderzające podobieństwo. Dziewczyna była wyraźnie zdenerwowana i miała dziwny akcent. Nowakowski też zauważył, że coś jest nie tak.

-  Przepraszam, ma pani ciekawy akcent. – uśmiechnęłam się i kontynuowałam monolog po angielsku. – Skąd pani jest?

Przestraszona pospiesznie odparła, że urodziła się we Włoszech. Zostawiła kartę z rachunkiem i szybko uciekła.

- Powiesz, że zwariowałam, ale to jest Beata. – wskazałam palcem dziewczynę stojącą przy innym stoliku.

- Nie pamiętasz co się stało? – zapytał szeptem. – Ona nie żyje, tylko ty uciekłaś.

- Ten akcent, ona nie jest…

- To nie jest Beata. – odparł stanowczo Piotr. – Chodź.

Nowakowski wcisnął kilka banknotów w kartę z rachunkiem i pociągnął mnie w stronę ogromnego placu. Wolałam już się nie odzywać, chociaż wiedziałam, że ta dziewczyna jest podejrzana. Postanowiłam nie przejmować się nią i cieszyć się ze swoich wakacji. Wyciągnęłam z torby olbrzymi aparat i założyłam go sobie na szyję. Zrobiłam mnóstwo zdjęć, to miejsce było niesamowite.

- Co tam Resovia. – zaśmiałam się. – Lube Banca Macerata!

- Fajnie byłoby tu zamieszkać, co? – przytulił mnie.

- Tydzień w roku chyba starczy. – pocałowałam go. – W Polsce masz klub, reprezentację, dom…

- Rodzinę.

Wieczorem zrobiło się chłodno, więc wróciliśmy do hotelu i przebraliśmy się. Zaraz potem wyszliśmy z budynku i poszliśmy na kolację. Poszliśmy do ogromnej restauracji i zajęliśmy miejsce na tarasie widokowym.

- Boże, jak tu jest pięknie… - westchnęłam rozglądając się wokół. – Spójrz na nich. W ogóle nie doceniają tego, że tu mieszkają.

- Gdybyś miała to na co dzień też by ci się znudziło. Spieszą się. Do pracy, do swoich domów i rodzin.

Pokręciłam z niedowierzaniem głową. Jak Rzym mógł się komuś znudzić? Zaraz po kolacji poszliśmy na spacer. Kiedy zrobiło się ciemno zniknęli wszyscy turyści. Przechadzaliśmy się uroczymi alejkami, byłam zachwycona wszystkim. Budynki i domy były przepiękne, to miejsce tak bardzo różniło się od Rzeszowa, Łodzi. 

- Po powrocie poznamy płeć dzieci, trzeba zacząć szukać imion. – uśmiechnął się Piotrek.

- Chciałabym mieć córkę. – stwierdziłam po chwili.

Po długim spacerze i rozmyślaniu o dzieciach wróciliśmy do hotelu. Wzięłam prysznic i położyłam się w ogromnym łóżku. Zaraz potem dołączył do mnie Piotrek.

- Może pojedziemy jutro na plażę? – zapytał i pocałował mnie. – Do morza mamy jakieś trzysta kilometrów.

- Zgoda. – kiwnęłam głową i przytuliłam się do niego.


Zamknęłam oczy i szeroko się uśmiechnęłam. Kocham Włochy. 

___________________________________________________________________________

Kolejny epizod w podziękowaniu.

Nie wiem dlaczego, ale konkurs wciąż trwa. Konkurencja goni, potrzebne są Wasze głosy! Angażujcie kogo się da!

Wejdź tutaj. Znajdź galerię i kliknij w "najlepsze'. Wejdź w "Spacelab" i kliknij "Lubię to". Liczy się każdy głos, błagam! 

LXXXIV

Epizod LXXXIII.






- Widać, że jestem w ciąży? – zapytałam okręcając się wokół własnej osi.

- Widać. – Nowakowski uśmiechnął się i przyciągnął mnie do siebie.

- Cholera… - wyrwałam mu się i zdjęłam bluzkę którą miałam.

Stanęłam pod szafą w poszukiwaniu czegoś, co ukryje mój brzuch.

- Powiedzmy im dzisiaj. – Piotrek przytulił się do mnie. – Nie ma sensu dłużej tego ukrywać.

- My sobie nie poradzimy. – kiwnęłam głową. – To bliźnięta. Dwa razy więcej pracy. Tego nie da się pogodzić. Domu z pracą. Co zrobimy kiedy się urodzą? Ty masz siatkówkę, ja bieganie. Obiecałam Markowi, że wrócę… Chcę wrócić.

- Poradzimy sobie. – Nowakowski pocałował mnie w czoło. – Jakoś to pogodzimy, mamy rodziców, krewnych… Pomogą nam.

- Boję się. – stwierdziłam.

- Ja też, to normalne. – odparł. – Załóż czarną.

Kiwnęłam głową  i przebrałam się. Po dwudziestu minutach na miejscu byli już moi rodzice i Hubert, który był zachwycony domem.

- Jest ogromny. – krzyknął wesoło biegając od pokoju do pokoju.

- Nie za duży? – zapytała mama. – Będziesz miała sporo pracy.

Uśmiechnęłam się krzywo i poszłam otworzyć drzwi – tym razem przyjechali rodzice i siostry Piotrka. Przywitałam się z nimi i zaprosiłam ich do środka. Nowakowski oprowadził ich po wnętrzach a ja w tym czasie zrobiłam kawę. Hubert pomógł zanieść mi wszystko do jadalni.

- Będę mógł do was przyjeżdżać w wakacje? – zapytał składając ręce jak do modlitwy. – Proszęęę.

Okolica była idealna, nie dziwiłam się, że mu się spodobała. Niedaleko było kilka boisk sportowych, basen, nasz olbrzymi ogród musiał przypaść mu do gustu. Sama nie miałam ochoty opuszczać tego miejsca, cieszyłam się, że podoba się również moim bliskim.

- No to, powiedzcie, co tam u was? – zapytała mama Piotrka biorąc łyk.

- Jest świetnie. – uśmiechnęłam się łapiąc Nowakowskiego za rękę. – Zaplanowaliśmy małe wakacje, wyjeżdżamy dopiero za dwa miesiące, ale już nie mogę się doczekać.

- O. – siostry Piotrka wyglądały na zaciekawione. – Dokąd?

- Włochy. – wyszczerzyłam się.  

Wszyscy zaczęliśmy dyskutować o wyjazdach, wakacjach, urlopie.

- To co? Może wino? – zapytał mój tata i chwycił butelkę stojącą na stole.

Większość gości ochoczo chwyciła kieliszki.

- Edyta?

- Ja dziękuję. – uśmiechnęłam się.

- Wytrawne, twoje ulubione. – zdziwił się.

- Edyta jest w ciąży.- wypalił nagle Piotrek.

Zerknęłam na niego zaskoczona, mimo, że mi ulżyło. Wszyscy wstali i zaczęli składać nam gratulacje. Siostry mojego męża były zachwycone. Dopiero po kilkunastu minutach przytulania i świętowania z powrotem zajęliśmy miejsca.

- Dziewczynka? Chłopiec? – zapytała mama.

- Jeszcze nie wiemy.

- Który to miesiąc? – dopytywała Daria.

- Drugi. – uśmiechnęłam się.

- Drugi? Byłaś w Rio w ciąży? – mój tata był zaskoczony.

- Nie wiedziałam o tym. – przyznałam.

- Ale jest coś jeszcze. – powiedział nagle Piotr.

- Czy tylko ja zaraz dostanę zawału? – zapytał mój teść.

Nowakowski kiwnął głową  i zerknął na mnie.

- To bliźnięta. – wbiłam wzrok w gości.

Nasze rodziny ucieszyły się jeszcze bardziej niż przedtem. Przez resztę wieczoru dyskutowali tylko o tym. Pomagali nam wybrać imiona, oferowali swoją pomoc i  świętowali. Wyjechali dopiero w nocy – od razu położyliśmy się spać, byłam wykończona. Następnego dnia wstaliśmy wcześnie rano i zabraliśmy się za sprzątanie. Przez cały poranek i przez całe południe przygotowywaliśmy się na przyjazd siatkarzy.

- Gdzie masz to zdjęcie? – zapytałam.

Nowakowski wyjął z portfela fotografię z USG, którą dostał od lekarza. Oprawiłam je i zawiesiłam w jadalni.

- Obstawiamy ile minie zanim zauważą? – zaśmiałam się.

- Dziesięć minut. – prychnął Piotrek.

- Pięć. – uśmiechnęłam się.

Po osiemnastej przybyli do nas pierwsi goście, wciągu kilkunastu minut nasz dom był wypełniony sportowcami.

- Edyta! – krzyknął wesoło Bartman. – Ile za nie dałaś?

Zerknęłam na niego zdezorientowana a on wskazał na mój biust. Roześmiałam się i uderzyłam go w ramię.

- Wciąż nie mogę uwierzyć, że nie zobaczę cię więcej w biało-czerwonym stroju. – skrzywiłam się stojąc obok Pawła.

Najwyraźniej nie chciało tym rozmawiać, bo nie podjął tematu. Zaczęliśmy oprowadzać naszych gości po wszystkich pokojach. Piotrek cały czas trzymał mnie za rękę, uśmiech nie schodził mu z twarzy.

- Wygląda jak na haju. – stwierdził rozbawiony Bartman machając mu rękami przed twarzą.

- Minęło już dziesięć minut. – szepnął zadowolony Nowakowski.

- Wygrałeś. – odparłam rozbawiona i pocałowałam go w policzek.

Nagle usłyszałam piski i krzyki dziewczyn.

- Znalazły garderobę. – zarechotał Ignaczak.

Poszliśmy w ich kierunku, jednak ubiegły nas. Przybiegły do salonu z ramką w rękach.

- Który to miesiąc? – zapytała Iwona przytulając mnie.

Siatkarze rzucili się na Piotrka, który został przygnieciony. Zasypali nas masą pytań, byli niesamowicie podekscytowani.

- Pewnie wolałbyś chłopca, co? – zaśmiała się żona Kuby Jarosza szturchając Nowakowskiego. – Kolejny siatkarz.

- Jeden chłopiec i jedna dziewczynka. Wtedy będzie idealnie. – uśmiechnął się.

- Dwie ciąże? – zapytał Bartman. – Edyta, przerzuć się na modeling, z tego są większe pieniądze.

- Wolę bieganie. – odparłam po chwili.

- Teraz będziesz biegać od sklepu do przedszkola. – pokiwał głową. Jedna ciąża, druga ciąża…

- Co na to Marek? – Ignaczak wyglądał na zaciekawionego.

- Na jednej się skończy. – uśmiechnęłam się. – Potem ja wracam do biegania a Piotrek niańczy dzieci.

Nowakowski zerknął na mnie przestraszony a Jarosz się zaśmiał.

- Jedna ciąża, dwa dzieciaki? Bliźniaki! – wrzasnął zadowolony Możdżonek.

- Mają rozmach sku…

- Bartman. – zaśmiałam się.

- Nie odróżnią ich na boisku… - zamyślił się Ruciak.

- My ich nie odróżnimy. – stwierdziłam. – Jak rozpoznasz które jest które? Noworodki wyglądają identycznie.

- To trzeba uczcić. – Ignaczak otworzył nasz barek i wyjął z niego butelki.

- Dla mnie sok. – wyszczerzyłam się.

____________________________________________________________________________

Nie wiem jakim cudem, ale konkurs się nie skończył.  Spadliśmy na piąte miejsce, żeby wygrać musimy być w pierwszej czwórce. Brakuje naprawdę niewielu głosów, proszę Was z całego serca! Jeśli chcecie, wrzucę dziś dwa epizody tak jak wczoraj. Błagam!

Jeśli znajdziecie chwilę czasu wejdźcie na tę stronę i polubcie ją. Później wskoczcie tutaj (galeria->najlepsze) i zagłosujcie na pracę - Spacelab. Dziękuję!