Epizod LXIII.
Biegłam najszybciej jak
mogłam w stronę kawiarni. Chciałam zdążyć przed upływem czasu, co i tak było
niemożliwe. Gnałam jak szalona. Kiedy przebiegałam obok parku coś mnie
podkusiło, żeby tam wbiec. Wybrałam najbliższą ścieżkę i zauważyłam grupę osób
wskazujących jedno z drzew. Odwróciłam się i zobaczyłam olbrzymi dąb. Z każdej
gałęzi zwisało mnóstwo, żółtych, biurowych karteczek. Podeszłam do pnia rośliny
i zerknęłam w górę.
- Piotrek? – zapytałam
zdezorientowana widząc siatkarza uwieszonego na gałęzi.
- Idealnie na czas. –
powiedział wesoło. - Wskakuj.
- Żartujesz sobie? Nie wejdę
tam.
- Dalej, cieniasie. –
krzyknął.
Wkurzona wbiłam paznokcie w
korę drzewa i zaczęłam się wspinać. Uwiesiłam się na olbrzymiej gałęzi i
usiadłam na niej.
- Dam sobie radę. –
stwierdziłam, kiedy Nowakowski złapał mnie za rękę.
Rozejrzałam się po
rozłożystej koronie drzewa – na każdej gałęzi było mnóstwo karteczek.
Rozwieszenie tego musiało mu zająć sporo czasu.
- Co to jest? – zapytałam
rozbawiona chwytając jedną kartkę.
- Czytaj. – machnął ręką.
- „Lubię spać.” –
przeczytałam na głos.
Zerknęłam zdziwiona na
Piotra.
- „Jestem uparta jak osioł.”
– chwyciłam kolejną kartkę.
- Obiecałem, że wszystko ci
przypomnę. – wyszczerzył się. – Masz tu prawie wszystko, co o tobie wiem.
- Prawie? – zapytałam
niepewnie.
- Wszystko co pamiętam. –
wyjaśnił.
- „Mam okropne pismo.” –
przeczytałam. – Ej, piszę normalnie!
- Nie umiesz pisać. –
zaśmiał się.
- „Śpiewam pod prysznicem.”
– zaczerwieniłam się czytając te słowa.
Myślałam, że mnie nie
słychać.
- „Panicznie boję się motyli.”
– chwyciłam kolejną kartkę.
Miał rację. Strasznie mnie
brzydziły te zwierzęta. Sama nie wiem dlaczego, od zawsze się ich bałam.
- „Mam niesamowite oczy.” –
znów się zaczerwieniłam. – Nie, ja nie będę tego czytać.
- Ja ci poczytam. –
uśmiechnął się i zerwał kilka kartek. – „Jestem nieśmiała. Nie słodzę. Uwielbiam czytać książki. Nie lubię jagód. Jestem nerwowa. Mam słabość do
swojego trenera. Nie lubię pracy w grupie. Boję się starości.”
- Piotrek, przestań. –
zaśmiałam się.
- „Zawsze wszystkim
przerywam.” – wyszczerzył się. – „Kocham biegać. Jestem pedantką.”
- Nie jestem pedantką! –
krzyknęłam.
- Jesteś jeszcze gorsza niż
ja, pięciu minut z Kurkiem byś nie wytrzymała. – odparł rozbawiony.
- „Mam zawsze lodowate
dłonie. Rzeczy niemożliwe załatwiam od ręki. Jestem szczera do bólu.”
- Skończ, proszę. –
powiedziałam wyrywając mu kartki. – Głupio mi.
- To mi powinno być głupio,
nie tobie. – stwierdził. – Jak mogłem pozwolić ci odejść?
- Nie miałeś nic do gadania.
– uśmiechnęłam się krzywo.
- Miałem. Powinienem
wyrzucić te wszystkie rzeczy z walizek, zamknąć drzwi…
- Zamknąłbyś mnie tam? –
zaśmiałam się. – To jest karalne. Ciągnie cię do policji?
- Jeśli będzie taka
potrzeba, to mogę siedzieć. Zrobię wszystko, żeby było jak kiedyś.
- Na początku pomóż mi to
zebrać, wariacie. – westchnęłam i zaczęłam zrywać wszystkie kartki.
Z trudem utrzymywaliśmy
równowagę – cały czas się bałam, że spadnę i się połamię. Po kilkudziesięciu
minutach zeskoczyłam z drzewa i czekałam
na Piotra, który wciąż był na drzewie. Odwróciłam się i zerknęłam w
stronę kawiarni – całkiem zapomniałam o kawie. Nagle usłyszałam jednak trzask i
krzyk Nowakowskiego. Leżał na ziemi, tuż pod pniem i skręcał się z bólu.
- Piotrek! – krzyknęłam i
podbiegłam do niego.
Leżał na brzuchu trzymał się za plecy, byłam tak przerażona,
że nie wiedziałam co robić. Uklękłam przy nim chcąc zobaczyć, czy przypadkiem
nie krwawi.
- Nie ruszaj się, zaraz
zadzwonię po pogotowie. – powiedziałam przeszukując kieszenie w poszukiwaniu
telefonu.
Już miałam dzwonić, kiedy
Piotrek nie wytrzymał i zaczął się głośno śmiać. Przewrócił się na plecy, nie
mógł się opanować.
- Jesteś niemożliwy. –
stwierdziłam wkurzona.
Chwyciłam trawę, urwałam
kępkę i rzuciłam ją w twarz Piotra.
- Gdybyś widziała swoją
minę. – zachichotał strzepując trawę.
- Spadaj. – szturchnęłam go
zdenerwowana.
Wstałam i jak gdyby nigdy
nic kontynuowałam bieganie. Nie zdążyłam wybiec z parku kiedy dogonił mnie Piotrek.
Chwycił moje ramię, obrócił mnie i bez ostrzeżenia wbił swoje usta w moje. Tak
bardzo się za nim stęskniłam… Nie potrafiłam tego przerwać.
- Myślisz, że jak zawiesisz
na drzewie kilka kartek i mnie pocałujesz to załatwi całą sprawę?
- Tak właśnie myślę. –
wyszczerzył się i znów mnie pocałował.
Cholera. Chciałam go
odepchnąć, nakrzyczeć na niego… ale chciałam też go przytulić i pocałować. Co
ten człowiek ze mną robił? To nie jest normalne.
- Zakładaj je. – powiedział pociągając delikatnie łańcuszek
z pierścionkami. – Teraz.
- Innym razem. –
uśmiechnęłam się.
- Edyta, nie denerwuj mnie.
– wyszczerzył się przyciągając mnie do siebie.
- Lubię cię denerwować.
- Wiem o tobie więcej niż
ktokolwiek inny. – stwierdził.
- Wiesz wszystko. – kiwnęłam
głową zgadzając się.
- No… - zachęcił mnie ściskając
moją dłoń. – Ty płaczesz?
- Nikt nigdy nie zrobił dla
mnie czegoś takiego. – powiedziałam próbując się opanować.
Byłam zła na siebie,
ostatnio mój nastrój zmieniał się tak szybko jak u kobiety w ciąży. Nowakowski
mocno mnie przytulił, tym razem nie protestowałam. Już nie będę. Nigdy więcej.
Niech robi co chce, wszystko jest warte tego uścisku.
- Nigdy więcej cię nie
okłamię, obiecuję.
- Nigdy więcej nie pocałuję
Marka, obiecuję. – powiedziałam.
- Nigdy więcej co?
____________________________________________________________________________
Jak minął Wam poniedziałek? :) Czy tylko ja odliczam dni do Ligi Światowej? Nie mogę się doczekać! :>