Epizod XXVIII.
W drzwiach szesnastki stanęła Zośka z Michałem.
- Zocha! – zapiszczałam.
Wstałam i podbiegłam do niej. Mocno mnie przytuliła.
- Fajna kiecka. – zaśmiał się Misiek.
Fakt, szpitalne koszule nie były za urodziwe.
- Paprocki & Brzozowski! – roześmiałam się witając się z nim.
Po przywitaniu się z gośćmi wskoczyłam z powrotem do łóżka i przykryłam się kołdrą. Kubiak i Zosia podeszli trzymając się za ręce i usiedli na moim łóżku. Wymieniłam ze Zbyszkiem znaczące, zadowolone spojrzenia.
- Nie patrz tak. – powiedziała Zośka.
- Jak? – wyszczerzyłam się widząc ich razem.
- Tak. – wskazała na mnie palcem.
- A jeszcze miesiąc temu było „ Ja nie mam czasu na dziewczyny, na karierze się muszę skupić ”. – zaśmiał się Bartman cytując Miśka.
- Odezwał się. – prychnął Kubiak. – Wcześniej mówiłeś dokładnie to samo.
Zbyszek założył Michałowi dźwignię i zaczął tarmosić jego włosy.
- Puszczaj. – Misiek zaczął się wyrywać.
Oboje upadli na podłogę głośno się śmiejąc.
- Czyli Panowie nas nie chcieli… - westchnęła Zośka.
- Chcieli i to jak – powiedział Kubiak. – Gdybyście widzieli Bartmana, wtedy, w Spodku.
Spojrzałyśmy zaciekawione na Michała.
- Wtedy, kiedy Ciebie poznał. – powiedział patrząc na mnie. – Nie mógł przestać o Tobie gadać.
- Ej! – Zibi szturchnął Kubiaka śmiejąc się.
- No co? Kłamię? Przed, po czy w czasie treningu – tylko o niej. – powiedział Misiek.
- Nie przesadzaj. – odpowiedziałam czerwieniąc się.
- W życiu go nie widziałem w takim stanie, a wierz mi, znam go długo. – stwierdził patrząc w moją stronę.
Uśmiechnęłam się szeroko.
- I tak już chyba zostało. – stwierdziła Zośka.
- Chyba? Jest wpatrzony w nią jak w obrazek! – krzyknął Michał.
- Może teraz porozmawiamy o Tobie? – zaśmiał się Bartman przytulając mnie.
- Przyznaj mi rację i zmieniamy temat.
- Przyznaję. – potwierdził i pocałował mnie w policzek. – Co nie zmienia faktu, że Was wyswataliśmy.
- Nieprawda! – odezwała się Zocha.
- Nie, wcale. – uśmiechnęłam się. – To nie na naszej kanapie śliniliście się na swój widok.
- Dobrze, że tylko to robili. – skomentował Bartman.
Przybiłam Zbyszkowi piątkę i roześmiałam się.
- Coś czuję, że to Wy będziecie jutro używać tej kanapy. – powiedział Misiek.
Pokazałam mu język, co rozbawiło Zochę.
- Kanapa, blat, łóżko… - Zbyszek zaczął wyliczać na palcach.
Szturchnęłam go łokciem, jednak ZB9 dalej wymieniał.
- Podłoga, winda, stół…
- Ledwo wyjdę z tego szpitala i znowu będę musiała tutaj wracać. – mruknęłam pod nosem.
Cała trójka musiała wyjść przed dwudziestą pierwszą. Pożegnałam się z nimi i położyłam się spać.
Obudziłam się o dziewiątej w doskonałym humorze. Na moim stoliku leżało śniadanie. Tym razem zamiast żółtego sera na talerzu leżały dwa plastry pomidora. Skrzywiłam się i odsunęłam talerz. O jedenastej przyjęłam ostatnią dawkę leku. Pozwolono mi wrócić do domu – antybiotyk działał jak należy. Zadowolona spakowałam się i czekałam na Bartmana, który miał po mnie przyjechać o czternastej. Pożegnałam się z pacjentami, podziękowałam personelowi za opiekę i ruszyłam w stronę wyjścia. Zauważyłam Zbyszka kroczącego kilkanaście metrów przede mną. Podbiegł do mnie i mocno mnie przytulił.
- Nareszcie. – uśmiechnął się szeroko odsłaniając rząd śnieżnobiałych zębów.
Pocałowałam go stając na palcach. Byłam zdecydowanie za niska. Zbyszek wziął mój bagaż i ruszyliśmy w stronę parkingu. Z zadowoleniem wsiadłam do auta. Zapięłam pasy i włączyłam radio. W drodze do mieszkania wspólnie odśpiewaliśmy piosenkę „Highway to Hell”, którą właśnie nadawała stacja. Około czternastej trzydzieści byliśmy na miejscu. Cieszyłam się jak dziecko jadąc windą do mieszkania.
- Czyń honory. – powiedział Zibi podając mi klucze.
Otworzyłam drzwi i wparowałam do mieszkania. Spodziewałam się niemałego bałaganu – Bartman był w końcu sam przez tydzień. Mieszkanie było jednak czyste, co mnie ucieszyło. Zbyszek odstawił moją walizkę i zamknął drzwi. Usiadłam na kanapie gładząc jej powierzchnię. Rozejrzałam się po salonie. Stęskniłam się za tym miejscem. Na stole zauważyłam ogromny bukiet czerwonych róż. Miały niesamowity zapach. Między kwiatami odnalazłam kopertę. W środku znajdowała się kartka życząca mi szybkiego powrotu do zdrowia. Na odwrocie podpisali się wszyscy zawodnicy i sztab Resovii. Uśmiechnęłam się szeroko. Większość z graczy widziała mnie raz na oczy lub w ogóle, a karta była zapełniona po brzegi.
- Nie chciałem ich taszczyć do szpitala. – uśmiechnął się lekko.
- Słusznie. – pocałowałam go. – Zniszczyłyby się.
Ruszyłam do sypialni i z impetem wskoczyłam na łóżko, które było idealnie zaścielone.
- Spałeś w ogóle? – zapytałam rozglądając się po wnętrzu.
- Trochę. – uśmiechnął się lekko. – Ubieraj się, wychodzimy.
- Dokąd? – spytałam zdzwiona zeskakując z łóżka.
- Na porządny obiad.
Ruszyłam w stronę garderoby. Przebrałam się i po kilku minutach byłam gotowa do wyjścia. Podeszłam do lodówki i ją otworzyłam.
- Jeszcze jeden dzień i byś zginął, co? – zaśmiałam się widząc świecące pustkami wnętrze urządzenia.
Po piętnastej wyszliśmy z mieszkania i ruszyliśmy na spacer. Rozglądaliśmy się szukając jakiejś restauracji. Wybraliśmy małą knajpę kilka minut drogi od centrum.
- Masz jakąś specjalną dietę? – zapytał kiedy przeglądałam menu.
- Przez miesiąc, dwa mam unikać pikantnych potraw. – uśmiechnęłam się blado.
Nie przepadałam za jałowym jedzeniem, lubiłam wyraziste, ostre smaki. Zdecydowałam się jednak przestrzegać rad doktora – mam nadzieję nigdy nie wrócić do tego szpitala. Zamówiłam farfalle z łososiem, Zbyszek poprosił o zapiekaną, faszerowaną paprykę.
- Prze… Przepraszam bardzo. – przy naszym stoliku stanął chłopczyk, wyglądał na jakieś siedem, osiem lat.
Dzieciak miał w ręce kartkę i długopis. Bartman szeroko się uśmiechnął i wziął od niego przybory.
- Jak Ci na imię? – zapytał przyglądając się mu.
- Czesio. – odpowiedział rozpromieniony chłopak. – Też będę siatkarzem.
Zbyszek się zaśmiał i oddał mu podpisaną kartkę.
- Będziesz przyjmował zagrywki? – zapytał.
- Będę atakował! – zapiszczał.
Bartman przybił mu żółwika i pożegnał się z chłopcem.
- Patrz jaki cwany, już sobie znajomości wyrabia. – zaśmiał się.
- Im szybciej zacznie tym lepiej. – odpowiedziałam z uśmiechem zerkając na chłopca, który wrócił do swojego stolika. – Kto wie, może za dziesięć lat spotkacie się na boisku.
Po kilku minutach kelnerka przyniosła nasze zamówienia. Po skończeniu posiłku zostawiliśmy pieniądze i wszyliśmy z restauracji.
- Najedzona? – zapytał obejmując mnie ramieniem.
- Pewnie. – pocałowałam go w policzek.
Szliśmy w kierunku centrum handlowego, musieliśmy napełnić lodówkę.
- Śnieg? – zapytałam zdziwiona wyciągając ręce przed siebie.
Z nieba leciały białe, puchate płatki. Skierowałam twarz ku górze i otwarłam usta chcąc złapać spadające kryształki lodu.
- Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta… - Zbyszek zanucił motyw z reklamy Coca-Coli.
Roześmiałam się i pociągnęłam go w kierunku wejścia do galerii. Wystawy sklepowe roiły się od okazji przedświątecznych. Wystrój centrum diametralnie się zmienił. W sufitu zwisały pięcioramienne gwiazdki i płatki śniegu. Przy wejściach stały zielone choinki przystrojone bombkami i świeczkami. Był piątek, więc było mnóstwo ludzi. Całe rodziny biegały nerwowo po sklepach w poszukiwaniu prezentów i ozdób choinkowych. Szybko kupiliśmy potrzebne artykuły i obładowani siatkami ruszyliśmy do mieszkania.
- Co robimy ze świętami? – zapytał Zbyszek kiedy wróciliśmy do mieszkania.
Wzruszyłam ramionami. Kompletnie nie miałam pomysłu. Te święta chciała spędzić z Zibim, nie chciałam jednak zostawiać mamy samej. Postanowiliśmy, że dwudziestego czwartego grudnia i dzień później spędzamy razem, a dwudziestego siódmego odwiedzamy rodziny.
- Może zorganizujmy rodzinne święta? – zaproponowałam wesoło. – Zaprośmy Miśka i Zochę.
Pomysł spodobał się Bartmanowi, obiecał pogadać o tym z Kubiakiem. Z miejsca zaczęłam myśleć o prezentach. Co komu kupić – to był mój odwieczny, grudniowy problem. Przez resztę wieczoru przeglądałam różne strony w poszukiwaniu jakiegoś sensownego upominku.
- Macie jutro trening? – zapytałam nagle.
- O dziesiątej. Tylko trzy godziny. – wyszczerzył się zadowolony.
- Mogę wpaść na chwilę?
Bartman zdziwiony podniósł wzrok z nad gazety i spojrzał na mnie.
- Jasne.
- Wpadnę po dwunastej. – stwierdziłam i zadowolona ruszyłam w kierunku kuchni.
W sobotę obudziliśmy się o dziewiątej. Wyjrzałam przez okno. Śnieżnobiały puch był wszędzie.
- Wstawaj, bo się spóźnisz. – zrzuciłam z Bartmana pościel.
Niechętnie usiadł na łóżku i przeciągnął się. Oparłam się o framugę drzwi i obserwowałam go. Po chwili wstał i ruszył w kierunku garderoby.
- Na co masz ochotę? – spytałam kierując się do kuchni.
- Na Ciebie. – poczułam jego silne i ciepłe dłonie na swoich biodrach.
- Pytałam o jedzenie. – zaśmiałam się oplatając swoje ręce wokół jego szyi.
Pocałowałam go i odesłałam do garderoby, a sama weszłam do kuchni i zaczęłam przygotowywać naleśniki. Gordonem Ramseyem to ja może nie byłam, ale co nie co umiałam przyrządzić. Po zjedzeniu śniadania Zbyszek pojechał na trening a ja odpaliłam laptopa i wynalazłam przepis na szarlotkę z cynamonem. Zabrałam się za przygotowanie trzech blach tego cuda. Tuż przed dwunastą upiekła się ostatnia porcja. Posypałam wszystko cukrem pudrem i poszłam się przebrać. Założyłam szare leginsy, luźny, długi, neonowy sweter w żółtym kolorze i granatowe, sportowe buty Reebok. Wzięłam ciasta, zakluczyłam mieszkanie i wyszłam na parking. Wsiadłam do swojego Chryslera i ruszyłam do sportowej hali w której trenowała Resovia. Tuż przed dwunastą trzydzieści byłam na miejscu. Nie miałam żadnego problemu z wejściem na obiekt. Pan Marian cały czas mnie pamiętał, mimo, że byłam na hali raz czy dwa. Poczęstowałam go szarlotką i ruszyłam na salę. Zawodnicy intensywnie trenowali. Byli podzieleni na dwie drużyny, trwał zacięty mecz. Przyjemnie było patrzeć na Zbyszka współpracującego z Nowakowskim i ich radość po każdym zdobytym punkcie. Usiadłam przy wejściu nie chcąc przeszkadzać. Po skończeniu seta siatkarze mieli którą przerwę. Zawołali mnie, żebym podeszła bliżej. Przywitałam się ze sztabem i zawodnikami.
- Ale pachnie! – Ignaczak rzucił się na moją torbę.
- W podziękowaniu za kwiaty. – uśmiechnęłam się szeroko.
Po chwili wszyscy łącznie z trenerem siedzieli na trybunach i zajadali się moim wypiekiem.
- Gdzie Ty dostałaś o tej porze trzy blachy szarlotki? – zapytał Zbyszek pochłaniając kawałek.
- Sama zrobiłam. – pokazałam mu język.
- Bartman, gdzieś Ty ją znalazł? – zapytał Lotman obejmując mnie ramieniem.
Zbyszek gestem pokazał mu, żeby zabrał rękę i zaśmiał się.
- Nie wierzę. – pokręcił głową ZB9 podchodząc do mnie.
- Zobaczysz w jakim stanie jest kuchnia to uwierzysz. – roześmiałam się.
- Panowie, jeszcze tie-break i jesteście wolni.
- Trenerze, święta są. – jęknął Nowakowski wyjadając okruszki ciasta.
- Jakie święta? - zapytał rozbawiony Kowal. – Początek listopada jest.
Siatkarze przekonali trenera, który po kilku minutach targowania się zwolnił ich do domu. Zawodnicy ruszyli do szatni a ja czekałam na korytarzu oglądając galerie zawodników. Po kilkunastu minutach panowie byli gotowi do wyjścia. Szliśmy przez korytarz. Przysłuchiwałam się głośnej dyskusji siatkarzy dotyczącej ich kolejnego meczu.
- Musimy jej częściej kupować kwiaty. – odezwał się nagle Wojtek.
Zaśmiałam się i ruszyłam w stronę parkingu. Do mieszkania wróciliśmy osobno – na halę każde z nas przyjechało swoim autem.
________________________________________________________________________
świetny <3
OdpowiedzUsuńHaha :) genialny pomysł z tymi ciastami! :D
OdpowiedzUsuńJuż powyżej 40.000, jeszcze niedawno pamiętam jak były 53 wejścia! :) Cieszę się, że to opowiadanie zyskało taką 'sławę' i oczywiście gratuluję Ci sukcesu! :D
Nie mogę uwierzyć w te statystyki. ;) Gdyby nie Ty, dziś pewnie nie byłoby nawet tysiąca wejść.
UsuńDziękuję bardzo i pozdrawiam serdecznie. ;>
Ojj, nie sądzę żeby to była moja zasługa, gdyby to nie było dobre opowiadanie, nikt by nie chciał dalej czytać, weszli by raz i potem nie chcieliby wchodzić. :) To tylko i wyłącznie Twoja zasługa, tego jak piszesz, ja Ci tylko pomogłam trochę się rozkręcić ;)
UsuńSprawiasz mi tylko przyjemność swoim pisaniem :) Po prostu sama zaczynałam ze swoją stroną na fb od 0 i wiem jak to jest ciężko na początku, teraz mam trochę publiczności, więc skoro widzę taki talent jak Ty, który pisze o siatkówce, no to myślę "Wooow, każdy musi to przeczytać!" :)
UsuńŚwietny rozdział!;) Uwielbiam twojego bloga!;*
OdpowiedzUsuńDziękuję! :)
UsuńNo i takie rozdziały mi się podobają :) haha
OdpowiedzUsuńDzięki. ;)
UsuńMmmmm, poezja jak się to czyta :D Od 16.00 jestem na necie i co 20 minut sprawdzałam, czy jest już nowy wpis :D A rozdział soczysty, oj soczysty :] Pozdrowionka z zaśnieżonego Kieleckiego ;)
OdpowiedzUsuńNaprawdę jesteś genialna! Czytam sobie czytam, a tu nagle bach! Zibi śpiewa melodię z reklamy :D
OdpowiedzUsuńPo prostu geniusz twórczy! :)
Dzięki wielkie. :)
UsuńOd razu poczułam tę atmosferę świąt i zapach szarlotki! *-*
OdpowiedzUsuńA teraz cały czas śpiewam "Coraz bliżej święta..." :D
Rozdział świetny, pozdrawiam! :*
Cudo! Jestem tak zachwycona, że tego nie da się opisać! :)) Jestem taka szczęśliwa, normalnie jakbym nawąchała się gazu rozweselającego. Miło jest czytać o tak szczęśliwej parze, a to jest rzadko spotykane ;) Jej Zosia i Michał są razem! ;D I bardzo dobrze. Mhm...szarlotka :)) Dzięki Tobie Vesper mam na nią ogromną chęć! Jak przeczytałam fragment gdzie Bartman nuci piosenkę z reklamy to tak się rozmarzyłam...ja chce już święta :D Pozdrawia jak zwykle "rozstrzepana" blueberrysmile :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam również. :*
UsuńAj dziewczyno świetny ten rozdział:D Aż mi się ciepło zrobiło jak zobaczyłam zdanie o świętach. Uwielbiam święta Bożego Narodzenia! te wszystkie przygotowania i ta rodzinna atmosfera ojj już nie mogę się doczekać <3 Mam taką cichą nadzieje że w dalszych epizodach pojawi się jeszcze wątek świąt.... bardzo bym chciała przeczytać jak Aneta i Zibi przygotowują święta:D
OdpowiedzUsuńRównież je uwielbiam. ;)
UsuńFajny, pozytywny rozdzialik. jak zawsze wywołał szeroki uśmiech na mojej twarzy po ciężkim dniu :)
OdpowiedzUsuńZnów nie mogę się doczekać jutra. Zaczęłam się zastanawiać co by było gdybyś dodawała rozdziały co 2 lub 3 dni. Albo raz na tydzień. Boże pogrom. Nie wyobrażam sobie! :o
Cieplutko pozdrawiam,
Malin. :)
Może zrobię Wam taki świąteczny prezent i zacznę dodawać jeden na tydzień? :D
UsuńPozdrawiam również. ;)
Oj nie nawet o tym nie myśl ! ;p chcesz żebyśmy w depresje wpadli heh ;p
UsuńDepresja na święta? Oj. :C
UsuńO mój Boże Vesper nie!!!! Wszystko tylko nie to!! Głupi pomysł. zapomnij o tym co napisałam wyżej.
UsuńMalin. :)
Zobaczymy, zobaczymy. ;)
Usuńno i długosc idealna ;)
OdpowiedzUsuńoby tak dalej kochana :)
pozdrawiam cieplutko ;*
Dziękuję, pozdrawiam ciepło. ;)
Usuńza każdym razem kiedy czytam kolejną część śmieje się sama do siebie. Mimo tego, że jest taka pogoda i totalnie nic mi się nie chce Twoje opowiadanie jakoś tak mnie pozytywnie nastawia :) dziękuję Ci, że piszesz tego bloga i na prawdę jesteś w tym najlepsza :D
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo. ;)
UsuńŚwietny i w końcu nie skończyłaś w,jakimś emocjonującym momencie ! A tymczasem zapraszam na mojego bloga, co prawda to dopiero prolog, ale już jutro będzie pierwsza notka : )
OdpowiedzUsuńhttp://lunatykow-nie-wolno-budzic.blogspot.com/?m=1
Dziękuję bardzo, chętnie wejdę. ;)
Usuńcudne, cudne, cudne :D
OdpowiedzUsuńwięcej chyba nie trzeba mówić ;)
Dzięki. ;)
Usuńpo ciezkim treningu uwielbiam czytac Twoje opowiadanie :) jest urocze.
OdpowiedzUsuńCzesc z malym chlopcem ktory podchodzi do Zibiego sprawila, ze na mojej twarzy pojawil sie usmiech :)
gratuluje inwencji tworczej,
pozdrawiam,
Mala :)
Dziękuję bardzo, pozdrawiam ciepło. <3
UsuńHmmmm....rozdział przeczytany to teraz przydałoby się mecz obejrzeć dziś Zaksa gra:P Oglądasz może?;p
OdpowiedzUsuńPewnie. ;) Kubek herbaty, kocyk i naładowany laptop. Wszystko gotowe.
UsuńJak tylko skończę sprawdzać konstrukcyjną część projektu technicznego domu jednorodzinnego wolno stojącego będę mogła zacząć oglądać. Mam nadzieję, że tym razem nie spaprali sprawy z projektem. :)
Udanego wieczoru, czuję, że będzie sporo emocji. ;>
Dziękuję Tobie również udanego wieczory miłego oglądania :D
UsuńTwoje opowiadanie jest dla mnie lekiem na całe zło . ; ))
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tak uważasz. ;)
UsuńBomba <33
OdpowiedzUsuńFajnie, że Bartman tak o nią dba :) i mam wrażenie, że jest zbyt dobrze i zaraz się coś pokiełbasi :) a nastrój świąteczny chodzi za mną od dwóch dni, teraz to będzie mnie męczyło jeszcze bardziej :) Fajnie, że Misiek i Zocha są razem :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i dziękuję,
G
Dziękuję bardzo i również pozdrawiam. ;)
Usuń